Ranking Bad Religion’s 18 Albums

Ten album był najłatwiejszy do sklasyfikowania jako najgorszy, ponieważ jest to prawdopodobnie jeden z jedynych albumów, co do którego prawie każdy fan Bad Religion zgodzi się, że jest najgorszy, nawet sam zespół w dużej mierze ignoruje tę płytę, traktując ją jak czarną owcę. Na swoim drugim wydawnictwie BR wciąż starali się wypracować swoje brzmienie i z tego powodu zdecydowali się wypróbować odmianę new-wave/prog-rocka, włączając do mieszanki przypadkowe efekty, syntezatory i różne inne instrumenty. Efekt końcowy jest dość wybrakowany i w rezultacie jest to jedyna ich płyta, którą przesłuchałem tylko kilka razy, ponieważ wymaga cierpliwości, aby przez nią przebrnąć. Diehard fani są jedynymi, którzy naprawdę dali tej płycie szansę, podczas gdy większość pozostałych była mocno rozczarowana faktem, że ukazała się ona zaraz po świetnie przyjętym przez krytykę i zdecydowanie inaczej brzmiącym How Could Hell Be Any Worse? W szczególności jest to jedyny album bez basisty Jay’a Bentley’a.

Polecane utwory: Billy Gnosis, Losing Generation, and You Give Up

No Substance (1998)

Nazwa tego albumu jest mniej więcej tak doskonała, jak tylko można opisać zawartość tego, co oferuje płyta. Pomimo tego, że płyta rozpoczyna bardziej osobistą podróż w życie Grega Graffina, produkt końcowy pozostawia słuchacza pragnącego czegoś więcej, np. lepszych haków, produkcji i ogólnie lepszego pisania piosenek. Album cuchnie nieporozumieniami, wszystko wychodzi trochę nie tak, jak powinno i jeśli można, to efekt końcowy jest lekko brudny – być może jako znak tego, w jakim kierunku zmierzała muzyka w połowie lat 90-tych lub jako próba dotarcia do nowej publiczności. Jest to jeden z 3 albumów, na których zabrakło współzałożyciela i autora tekstów Bretta Gurewitza. Być może jego obecność pomogłaby skierować tę płytę w lepszym kierunku. Trwający prawie 42 minuty, jest to drugi najdłuższy album BR, pokazujący, że ilość nie równoważy jakości.

Zalecane utwory: Hear It, In So Many Ways, and The Biggest Killer in American History

The New America (2000)

Trzeci i ostatni album wydany bez założyciela Bretta Gurewitza, ten album (proceeding No Substance) służy jako lekka poprawa w stosunku do poprzedniego wysiłku, ale nadal jest pustą skorupą tego, do czego Bad Religion jest zdolne. Podobnie jak okładka albumu, płyta jest nieco tania i pozbawiona blasku, być może jest to wina długich lat spędzonych w dużej wytwórni (które zakończyły się po tym albumie), ale niezależnie od tego, była to z pewnością skaza w katalogu BR, z której na szczęście udało im się wykaraskać na kolejnych albumach.

Recommended Tracks: You’ve Got a Chance, There Will Be a Way, and Let it Burn

The Dissent of Man (2010)

Ciężko powiedzieć co poszło nie tak na tej płycie, ale mając najdłuższy czas trwania ze wszystkich albumów BR (niecałe 43 minuty), wydaje się, że mogło to być zbyt wiele pomysłów, które zostały przyniesione do studia i chęć wydania ich wszystkich, zamiast skupienia energii i wybrania najlepszych. Tak długi projekt skutkuje kumulacją potencjalnie interesujących kierunków, które ostatecznie leżą płasko, a zdecydowana większość płyty (w zasadzie wszystko poza pierwszymi trzema utworami) jest prawie całkowicie do zapomnienia. Pod względem lirycznym jest to również jedno z najgorszych przedsięwzięć BR, a kilka utworów jest wręcz żałosnych w swoim przekazie. Perkusja brzmi świetnie, ale to nie jest zbyt wiele jak na nagrodę pocieszenia.

Zalecane utwory: Resist Stance, The Day the Earth Stalled, and Only Rain

Christmas Songs (2013)

Niektórzy mogą nie uwzględniać tego albumu w dyskografii albumów studyjnych BR, ale ja to zrobię. Choć może się to wydawać szalone, że album z coverami świątecznych piosenek (i jedną piosenką Bad Religion) plasuje się wyżej niż niektóre z ich oryginalnych albumów, to częściowo wynika to z samej dziwności jego powstania. BR nie jest zespołem, o którym można by pomyśleć, że wyda płytę z coverami, a jeśli już, to z pewnością można by pomyśleć, że wybiorą utwory świąteczne o tematyce chrześcijańskiej, ale oto jesteśmy. Niesamowitą rzeczą w tej płycie jest to, że wcale nie brzmi jakby zrobili to dla kaprysu, ale raczej włożyli w nią dużo pracy, dając coverom bardzo potrzebny powiew świeżego powietrza i energii.

Zalecane utwory: O Come All Ye Faithful, O Come, O Come, Emmanuel i Hark! The Herald Angels Sing

Recipe For Hate (1993)

Jedną rzeczą, której nie mogę zarzucić temu albumowi jest jego oryginalność – naprawdę wyróżnia się w katalogu BR, ale jednocześnie czuć, że jest to ruch w złym kierunku, faworyzujący wolniejsze tempo w porównaniu do większości ich piosenek i włączający nieco bluesowego rocka – nawet z okazjonalnym prowadzeniem gitary stalowej. Jeśli wolisz muzykę w wolniejszym tempie, to może być album dla Ciebie, ale w porównaniu do reszty ich dyskografii, ten wyróżnia się, ale głównie z niewłaściwych powodów, podczas gdy wciąż dostarcza kilka unikalnych klejnotów.

Recommended Tracks: Don’t Pray On Me, Skyscraper, and American Jesus

Age of Unreason

To pierwszy album od prawie 20 lat bez długoletnich członków Greg Hetson (gitara) i Brooks Wackerman (perkusja). Podczas gdy ta dwójka jest odpowiedzialna za wiele z tego, co BR udało się osiągnąć przez cały czas ich współpracy z zespołem, ja wciąż byłem podekscytowany tym, co nowa krew może wnieść do już dość ugruntowanego brzmienia BR. Niestety, choć album jest bez wątpienia dobry, to brakuje na nim naprawdę wyróżniających się utworów i tak naprawdę nie ma własnego brzmienia, raczej zapożycza pomysły i dźwięki z wielu poprzednich płyt: „Do The Paranoid Style” i „Faces of Grief” mają cięższy, bardziej chrupiący styl, który pasowałby na New Maps of Hell. „Lose Your Head”, „Candidate” i „Big Black Dog” mogłyby znaleźć się na „The New America”, podczas gdy „My Sanity” brzmi jak fragment „Recipe For Hate”. Reszta utworów jest podobna do większości piosenek z okresu po 2002 roku, ale brakuje im gwałtowności i technicznej sprawności, szczególnie w zakresie perkusji, która nie była w stanie dorównać poprzednim możliwościom Wackermana. Ogólnie rzecz biorąc, jest to dobry album, ale taki, któremu brakuje własnego głosu i raczej nie zdobędzie wielu nowych fanów.

Zalecane utwory: Chaos From Within, End of History, and Old Regime

How Could Hell Be Any Worse? (1982)

Album, od którego wszystko się zaczęło i, jak sądzę, dla wielu fanów perła w koronie albumów BR. W rankingu tych płyt, ta (i ta poniżej) były najtrudniejsze do sklasyfikowania. Jak uszeregować tak definiujący gatunek album i co ważniejsze, gdzie umieścić znaczenie danego albumu w odniesieniu do rozwoju, jaki zespół pokazał na kolejnych albumach? Osobiście uważam, że zespół powinien być nagradzany za to, jak był w stanie się poprawić (we wszystkich różnych niematerialnych aspektach), a Bad Religion udowodnili, że są zespołem, który się rozwija… i dlatego ta płyta jest na tym miejscu w rankingu. To świetna i dziwna płyta, mroczniejsza niż jakakolwiek inna i pełna młodzieńczej, apokaliptycznej energii – obraz zespołu, który ma przed sobą całą przyszłość. Czy będą dalej podążać mroczniejszą ścieżką, bardziej gotycką lub metalową, czy też pójdą w kierunku, który teraz znamy? Trudno było to stwierdzić w tamtym czasie.

Zalecane utwory: Fuck Armageddon…This is Hell, White Trash (2nd Generation), and Doing Time

Suffer (1988)

Pomimo umieszczenia tej płyty w środku rankingu, nadal uważam ją za być może najważniejszą płytę Bad Religion. Po wpadce z Into the Unknown zespół mógł zakończyć działalność na zawsze, ale podobnie jak film Terminator poprzedzający T2: Judgement Day, Suffer okazał się przegrupowaniem dla zespołu i albumem, który bardziej niż jakikolwiek inny ustanowił brzmienie BR na kolejne dekady. Jest mniej mroczny niż „HCHBAW?”, a poziom produkcji wzrósł, tak samo jak umiejętności pisania i grania piosenek przez zespół, tak więc spełnia wszystkie kryteria, których większość oczekuje od rozwoju zespołu. Największym wnioskiem jest to, że bez tej płyty istnieje potencjalna szansa, że brzmienie melodyjnego punka w latach 90-tych mogłoby pójść w zupełnie innym kierunku.

Polecane utwory: Give You Nothing, Forbidden Beat, and Suffer

Against the Grain (1990)

Ciężko było uplasować ten album wyżej niż Suffer, ale po prostu ciągle zadawałem sobie pytanie – 'gdyby Against The Grain ukazał się jako pierwszy, czy byłyby jakiekolwiek wątpliwości, że to lepszy album’? Myślę, że to jasne. Zawiera wszystkie te same wspaniałe elementy, które uczyniły Suffer klasykiem, takie jak niezwykle dobrze napisane piosenki, wyjątkowe teksty i entuzjastyczny wokal młodego Graffina, ale jest podniesiony przez silniejszy nacisk na strukturę piosenek i oczywistą poprawę muzykalności, która pochodzi z lat wspólnego nagrywania i grania na żywo. Sam „Unacceptable” pokazuje, że zespół nie miał zamiaru zwalniać tempa ani rezygnować z energicznego uchwycenia zeitgeistu roku 1990.

Zalecane utwory: Turn Off the Light, Anesthesia, and Unacceptable

True North (2013)

Ten album to zbiorowy ukłon w stronę Bad Religion z przeszłości, Członkowie zespołu sami przyznali, że chcieli odzyskać energię, która przenikała ich wcześniejsze płyty i muszę przyznać, że im się to udało. Jako, że płyta jest nawiązaniem do młodszych lat, zostaje nieco zepchnięta w dół w rankingach za brak większej oryginalności, ale mimo to, płyta nadal się wyróżnia, dając fanom nostalgiczną wycieczkę po tym, jak ich płyty z końca lat 80-tych brzmiałyby przy dzisiejszej technologii i budżecie. Naprawdę trzeba przyznać, że zespół, który istnieje tak długo jak BR, jest w stanie przywrócić witalność, która płynęła przez ich wczesne wydawnictwa. Szczególnymi highlightami albumu są „Dharma and the Bomb”, który dostarcza nowego, ciekawego brzmienia dla zespołu oraz „Nothing To Dismay”, który brzmi jakby mógł pochodzić prosto z No Control.

Recommended Tracks: Nothing To Dismay, True North, and Dharma and the Bomb

New Maps of Hell (2007)

Gdybym zdecydował się uszeregować te albumy przed ponownym ich przesłuchaniem, prawdopodobnie umieściłbym ten na gorszej pozycji, ale po ponownym przesłuchaniu, po odłożeniu go na półkę na jakiś czas, zdałem sobie sprawę jak fantastyczny i naprawdę wyjątkowy jest ten album Bad Religion. Na tym albumie zespół wciela się w jeden z najcięższych stylów w swojej karierze – styl, który nie wydaje mi się, aby był możliwy do zrealizowania, gdyby nie fachowa perkusja Brooksa Wackermana. Album nie tylko podkręca zniekształcenia wokalu/instrumentów o kilka poziomów, ale także ma w sobie gniewny ton, nadający mu poziom krytycznego znaczenia, który nie jest porównywalny (przynajmniej w ten sam sposób) z innymi albumami. Ta płyta dostaje nieco lepszą ocenę za to, że odważyła się zaryzykować i spróbować czegoś nieco nowego, nawet po tylu latach.

Zalecane utwory: New Dark Ages, Dearly Beloved, and Requiem for Dissent

Generator (1992)

Z zaledwie 11 utworami, Generator ma najkrótszą tracklistę ze wszystkich płyt BR. Generator jest również wyjątkowy pod tym względem, że jego jakość jako albumu jest w mniejszym stopniu pochodną całości, a zamiast tego wyróżnia się tym, jak zdumiewająco dobre są poszczególne utwory na płycie (zwłaszcza te napisane przez Bretta Gurewitza). „Heaving Is Falling” i „Atomic Garden” to nie tylko dwa najlepsze utwory na płycie, ale dwa z najlepszych utworów BR wszechczasów – jakość tych utworów jest w stanie znacząco podnieść ogólną siłę Generatora i jest powodem, dla którego ten album plasuje się tak wysoko. Ten album znajduje zespół w okolicach szczytu ich lirycznej nieustępliwości – uderzające wersy, których można by się spodziewać raczej w książce poetyckiej niż na standardowym albumie punkowym.

Polecane utwory: Heaven Is Falling, Atomic Garden, i Two Babies in the Dark

The Gray Race (1996)

The Gray Race musi być najbardziej niedocenionym ze wszystkich albumów BR – nawet podczas ponownegonawet przy ponownym słuchaniu ich dyskografii, ciągle wracałem do tej płyty, bo nie pamiętałem, że jest tak zaskakująco doskonała. The Gray Race jest zdecydowanie najlepszym albumem, na którym nie ma Bretta Gurewitza i mogę sobie tylko wyobrazić, że jego zniknięcie pozwoliło Graffinowi wypróbować pewne rzeczy, na które Gurewitz wcześniej się nie zgadzał (ale to czysta spekulacja). Płyta może zostać pominięta przez wielu, ponieważ trudno jest wskazać najlepszy utwór(y), ale to tylko dlatego, że wykonuje tak doskonałą robotę będąc w pełni kompletnym albumem. Z punktu widzenia sumy części, powiedziałbym, że jest to, pod wieloma względami, najlepsza płyta jaką BR kiedykolwiek stworzył. To może nie być zwykły zbieg okoliczności, a raczej wynik posiadania tylko jednego głównego autora piosenek w Dr. Graffin.

Recommended Tracks: Pity the Dead, Cease, and Ten in 2010

Stranger Than Fiction (1994)

Stranger Than Fiction zaznaczył początkową drogę Bad Religion do bycia w dużej wytwórni i, z kolei, ich wprowadzenie do większej, bardziej mainstreamowej publiczności. Przejście do dużej wytwórni na szczęście nie rozczarowało (na początku) i być może presja potencjalnie większego rynku sprawiła, że zespół dążył do osiągnięcia wyższego pułapu – tak czy inaczej, ta płyta oznacza zespół na jednym z jego najbardziej kompletnych poziomów, uderzając we wszystkie cylindry i oferując bardzo niewiele rzeczy do krytykowania. W rzeczywistości, jedną z jedynych rzeczy, które mogę powiedzieć negatywnie o tej płycie jest wers „life is the crummiest book I ever read – there isn’t a hook” z utworu „Stranger Than Fiction”, za każdym razem, gdy słyszę ten wers, wizualnie lekko się wzdrygam. Ponadto, uwielbiam Tima Armstronga, ale jego udział w piosence „Television” pokazuje, że on po prostu nie pasuje do brzmienia Bad Religion. Zabawny fakt: jest to jedyna okładka albumu, na której z przodu widnieje zespół.

Polecane utwory: Inner Logic, 21st Century (Digital Boy), and Incomplete

The Process of Belief (2002)

Powrót syna marnotrawnego Bretta Gurewitza i nowego perkusisty Brooksa Wackermana przyniósł zespołowi bardzo potrzebny restart po szorstkiej erze płyt z lat 1998-2000. Od momentu rozpoczęcia płyty, słuchacz witany jest podmuchem witalności, gdzie wszystko brzmi tak jak należy. Graffin brzmi świeżo i ekscytująco na swoim wokalu, perkusja Wackermana jest idealnym akompaniamentem, zawsze zdolnym do uzupełnienia utworu i uczynienia go lepszym. Wraz z ponownym dołączeniem Gurewitza do zespołu, zespół miał trzech gitarzystów do pracy i wykorzystał tę okazję do stworzenia niezwykle wielowarstwowej płyty, zachowując jednocześnie punkowe korzenie, z których jest znany. Jeśli jest jakieś 'drugie nadejście’ Bad Religion, to ta płyta z pewnością je zapoczątkowała i pomogła przywrócić to, dlaczego zespół był uwielbiany na samym początku. Cały album ma w sobie coś takiego, co naprawdę wyróżnia go na tle innych, pokazując znaczące skupienie.

Polecane utwory: Epiphany, Kyoto Now!, and Evangeline

No Control (1989)

Jak wiele pochwał można rzucić pod adresem Suffer, myślę, że czysta błyskotliwość No Control znacząco przyćmiewa jego osiągnięcia. No Control bierze wszystko to, co było wspaniałe w Suffer i jeszcze to ulepsza. Teksty są bardziej przejmujące, muzykalność poprawia się bardzo zauważalnie, szczególnie w „I Want To Conquer The World”, gdzie intro solówki, do dziś, zaskakuje mnie swoją wielkością. Jest to pełen pasji album na samym szczycie końca lat 80-tych, który wydaje się doskonale podsumowywać wszystko, co działo się w tamtym czasie i ogólne odczucia wielu wyrzuconych Amerykanów.

Recommended Tracks: I Want to Conquer the World, You, and No Control

The Empire Strikes First (2004)

Więc w jaki sposób ten album znalazł się na mojej top liście, skoro jest tyle niesamowitych płyt do wyboru, aby być najlepszym? Wszystko sprowadzało się do tego, której płyty, pod koniec dnia, byłem najbardziej podekscytowany słuchaniem – i tą płytą, przez większość czasu, było The Empire Strikes First. Ten album po prostu wydaje się pasować do każdego nastroju w jakim jestem, albo przynajmniej dostosowuje się do niego. Co ma do zaoferowania ten album? Myślę, że z muzycznego punktu widzenia, to uchwycenie zespołu w jego absolutnym szczycie, żadna inna płyta BR nie wykorzystuje w pełni zalet posiadania 3 gitarzystów w takim stopniu jak ta. Perkusja jest absolutnie perfekcyjna, z pięknymi, skomplikowanymi wypełnieniami perkusyjnymi połączonymi z najlepszą produkcją, jaką kiedykolwiek słyszałem na perkusji – to prawda, jest to mój absolutnie ulubiony album wszech czasów z perkusyjnego punktu widzenia, po prostu nie mogę znaleźć na nim ani jednej wady. Co jeszcze jest do powiedzenia? Intro „Overture” jest wyjątkowe i pomaga ustawić gigantyczne brzmienie płyty. Na „Let Them Eat War” pojawia się rapowa sekcja Sage Francisa, której chyba żaden fan BR by się nie spodziewał, ani nie sądził, że wyjdzie dobrze… a jednak tak jest. Teksty są inteligentne i tak trafione jak na każdym innym albumie BR, zarówno politycznie jak i religijnie krytyczne. Po prostu nie mogę znaleźć żadnych wad na tej płycie, nawet utwory bonusowe byłyby jednymi z najlepszych piosenek na innych albumach.

Zalecane utwory: Los Angeles is Burning, Let Them Eat War, and Beyond Electric Dreams

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.