Mniej więcej rok później, album, którego nie wiedzieliśmy, że potrzebujemy: Everyday Life by Coldplay

Podczas gdy większość świata skupiła się na odsłonięciu Tesli Cybertruck w listopadzie zeszłego roku i straciła ją, gdy „szkło pancerne” na ciężarówce rozbiło się – ku wielkiemu zakłopotaniu Elona Muska – w Ammanie w Jordanii odbywało się inne odsłonięcie. W przeciwieństwie do chaosu, jaki wywołał Cybertruck, to odsłonięcie było spokojne i pogodne. Gospodarzem był nie kto inny jak Coldplay, który wydał swój najnowszy album Everyday Life podczas dwóch występów na żywo w czasie jordańskiego wschodu i zachodu słońca, które w całości były transmitowane na YouTube. Występy miały korespondować z dwiema częściami albumu zatytułowanymi „Sunrise” i „Sunset”, a lokalizacja była ukłonem w stronę bliskowschodnich wpływów albumu. Będąc zagorzałym fanem Coldplay, uznałem występ za całkiem boski, zwłaszcza w połączeniu z pięknem Ammanu i wschodu i zachodu słońca, ale niestety nie udało mi się wtedy przekonać nikogo do docenienia blasku występu – i albumu.

Jednakże, nieco ponad rok później i po nominacji do Grammy, która była miłą niespodzianką – choć Grammy nie są prawdziwym wyznacznikiem jakości – nikt nie może mnie powstrzymać, ponieważ dalej przekonuję o pięknie tego albumu, ósmego w znakomitej karierze Coldplay obejmującej około dwóch dekad. Warto przyjrzeć się każdemu utworowi na tej płycie. Piosenki mogą mieć bardzo różne brzmienia, ale mają wspólny charakter i istotę, a także silne wpływy bliskowschodnie i afrykańskie, co widać na okładce albumu i w innych miejscach.

Everyday Life to podwójny album, z dwoma częściami, jak wspomniano powyżej. Pierwszą połowę albumu stanowi „Sunrise”, z tytułowym instrumentalnym interludium, które rozpoczyna i nadaje ton pierwszej części albumu. Po nim następuje „Church”, pierwsza właściwa piosenka na albumie, oparta na równoległym porównaniu miejsca kultu i ciepłej obecności pięknej kobiety, z wokalem Norah Shaqur w języku arabskim, pierwszy z wielu ukłonów w stronę kultury arabskiej.

To, co następuje po tym utworze, to prawdopodobnie najpotężniejsza piosenka na albumie i mój osobisty faworyt, „Trouble in Town”. Piosenka ta ma swój własny teledysk, który jest wizualną ilustracją tekstu, czerpiącą inspirację z Folwarku zwierzęcego George’a Orwella – ze szczególnym odniesieniem do wersu „niektóre zwierzęta są równiejsze od innych” – i opiera się na głęboko zakorzenionym problemie brutalności policji na tle rasowym – być może jest to najbardziej proroczy utwór na całym albumie, jako że rok 2020 był rokiem rozliczeń na tle rasowym.

Arguably najbardziej mrożącym krew w żyłach aspektem „Trouble in Town” jest to, że zawiera prawdziwy klip z zatrzymania i przeszukania przez niesławnego policjanta Philly Philipa Nace’a w 2013 roku, który jest przeplatany intensywnym crescendo muzyki, która sprawia, że siedzisz i czujesz się mocno.

Po tak potężnym utworze jak „Trouble in Town” następuje krótki utwór „BrokEn”, stylizowany na taki w hołdzie dla Briana Eno, z którym Coldplay współpracowali wcześniej przy tak udanych projektach jak „Viva la Vida” i którego upodobanie do muzyki gospel zainspirowało ich do nagrania takiego utworu. Utwór ten jest prosty i naturalnie zawiera chór gospel, zasadniczo pełniący rolę modlitwy i zapewniający bardzo potrzebne odprężenie po niepokoju, który pochodzi z „Trouble in Town”.

To odprężenie nie trwa jednak długo, ponieważ następny utwór jest prawdopodobnie najmocniejszym kandydatem na wyciskacz łez na albumie: „Daddy”. Założenie piosenki jest proste, a wykonanie skuteczne, ponieważ służy jako relacja dziecka, które tęskni za ojcem, być może takim, który je porzucił. Według Chrisa Martina, piosenka ta odnosi się również do amerykańskiego kompleksu więziennictwa i tego, jak rozdziela on dzieci od ich ojców, okazując się w ten sposób kolejną niezwykle istotną piosenką w czasach, gdy reforma wymiaru sprawiedliwości jest tak szeroko dyskutowana. Piosenka otrzymuje również animowany teledysk, aby dodać do uczuć.

Kolejna piosenka „WOTW/POTP” – co oznacza „Wonder of the World, Power of the People” – jest krótką piosenką mającą na celu afirmację siebie, która służy również jako przerywnik do przedostatniej piosenki w sekcji „Sunrise” albumu, „Arabesque”.

„Arabesque” – jeden z głównych singli na albumie – okazuje się być kolejną unikalną piosenką na płycie, z francuskimi wokalami popularnego belgijskiego piosenkarza Stromae i sekcją rogów nigeryjskiego muzyka Femi Kuti i jego zespołu. Piosenka jest świetną mieszanką zachodniej i wschodniej muzyki, co pasuje do ogólnego przesłania utworu – próby ustalenia, że ludzie, czy to ze Wschodu czy z Zachodu, są ludźmi w ostatecznym rozrachunku. W piosence pojawia się też fragment legendarnego muzyka Fela Kuti – ojca Femi – i dużo pasji. W istocie jest to pierwsze studyjne wydawnictwo Coldplay, w którym pojawia się jakakolwiek profanacja – można ją usłyszeć w outro, kiedy Chris wykrzykuje „same fucking blood” z doskonałym skutkiem.

Pierwszą połowę albumu zamyka utwór „When I Need a Friend”, który brzmi jak hymn i odwołuje się do duchowości. Zawiera również fragmenty filmu dokumentalnego „Everything is Incredible” wypowiedziane przez Agustina, honduraskiego rybaka, który został sparaliżowany przez polio, ale przez ostatnie 50 lat z determinacją budował swój własny helikopter, mimo że nie widział siebie nigdy latającego w nim. Outro odzwierciedla pełen nadziei sentyment, który piosenka przenosi do drugiej połowy albumu.

„Sunset” oznacza zmianę energii i rozpoczyna się zabawnym i mocnym satyrycznym utworem „Guns”, politycznie naładowaną piosenką, która nazywa błędne priorytety społeczne, zafiksowanie na punkcie broni i kwestię przemocy z użyciem broni, popychając nadrzędne przesłanie albumu – pokój – w niekonwencjonalny sposób, który osobiście lubię.

Po „Guns” następuje drugi główny singiel albumu, „Orphans”. Być może jest to jedna z niewielu przyjaznych radiu piosenek na albumie, jej radosny ton – i teledysk – maskuje głębszy tekst. Teksty opowiadają historie Rosaleen i jej Baby (ojca), dwóch postaci z odrębnymi historiami, które zostały zabite przez bombardowanie Damaszku w 2018 roku, z mostem sugerującym, że zostali ponownie połączeni w niebie, wydobywając rozdzierającą wnętrzności rzeczywistość wojny i przemocy.

Ciesz się tym, co czytasz? Get content from The Daily Cardinal delivered to your inbox

Po „Orphans” szybko następuje „Èko”, piosenka czerpiąca inspirację z afrykańskich dźwięków, której tekst może być postrzegany jako oda do Afryki, a tytuł jako odniesienie do miasta Lagos w Nigerii, a następnie „Cry Cry Cry Cry”, prosta bluesowa piosenka skupiona wokół wspierających i kochających związków, która otrzymała również swój własny teledysk.

Następny jest „Old Friends”, piosenka, która służy jako krótka dwuminutowa oda do przyjaciół, których mogliśmy stracić po drodze, z jakiegokolwiek powodu. Z perspektywy Chrisa Martina, było to odniesienie do przyjaciela, którego stracił na białaczkę.

Po tym nastąpił prawdopodobnie najbardziej wyjątkowy utwór na albumie: ” بنى اَدم” – arabski skrypt czytany od prawej do lewej i zromanizowany jako „Bani Adam” – który jest muzyczną interpretacją farsi wiersza napisanego przez irańskiego poetę Saadi Shirazi, który mówi o ludzkości i jedności. Wiersz ten został również kiedyś przywołany przez Baracka Obamę i można go również znaleźć wypisanego na budynku ONZ w Nowym Jorku.

Przedostatni utwór sekcji „Sunset” – i w rzeczy samej, albumu – nastąpił następnie w postaci „Champion of the World”. W eklektycznej kolekcji utworów, ten służy jako jeden z jedynych innych bardziej przyjaznych dla radia utworów, moim zdaniem. Zawiera intro w języku Igbo – kolejny ukłon w stronę Afryki – utwór ten jest dla tych, którzy nie czują się przynależni. Narracja teledysku koncentruje się wokół dręczonego dzieciaka – często zestawianego z Chrisem – który znalazł ukojenie w świecie wyobraźni. Jako ktoś, kto spędza dużo czasu zanurzony w myślach i wyobraźni, ta piosenka z pewnością do mnie przemawia.

Ten album kończy się przejmującą piosenką tytułową „Everyday Life”. Piosenka dzieli główną progresję akordów z pierwszą właściwą piosenką na albumie „Church” i podsumowuje wszystko razem, mówiąc o zbyt realnych zmaganiach, z jakimi mamy do czynienia w naszym codziennym życiu – w tym tak wiele rzeczy, o których śpiewamy w albumie – i jak wszyscy są w tym razem, ponieważ to wszystko jest ludzkie. Teledysk zaczyna się od nawiązania do koncepcji Xhosa Ubuntu, filozofii człowieczeństwa, „Jestem, bo jesteśmy”, która oznacza, jak bardzo nasze życia są ze sobą splecione. W rzeczy samej, zmotywowało mnie to do napisania opinii w marcu, kiedy wszystko się rozpadło.

W roku, w którym przeszliśmy przez wszystko, co można sobie wyobrazić – i nie mamy pojęcia, co będzie dalej – ten album zapewnia dawkę ciepła, która jest tak rozpaczliwie potrzebna. Może nie jest to ten sam poziom ludzkiej pomysłowości co Cybertruck, ale kiedy świat się rozpada, mogę jedynie zwrócić się do Everyday Life i jego wspaniałej różnorodności dźwięków oraz łączącej je nici miłości, człowieczeństwa i nadziei, a także potężnej refutacji nienawiści, aby znaleźć tak potrzebne ukojenie.

Około rok później, ten album nie może być już odstawiony na bok na rzecz błyszczących, nowych ciężarówek, jako coś pobocznego. Everyday Life stał się większy niż życie. To prorocze i być może dokładnie to, czego potrzebujemy, aby uzdrowić otwarte rany, które zadał nam rok 2020.

Wspieraj swoją lokalną gazetę

Donate Today

The Daily Cardinal relacjonuje Uniwersytet i społeczność Madison od 1892 roku. Proszę rozważyć przekazanie darowizny już dziś.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.