Przez wieki filozofowie i teologowie niemal jednogłośnie utrzymywali, że cywilizacja, jaką znamy, zależy od powszechnej wiary w wolną wolę – i że utrata tej wiary może być katastrofalna w skutkach. Nasze kodeksy etyczne, na przykład, zakładają, że możemy swobodnie wybierać między dobrem a złem. W tradycji chrześcijańskiej jest to znane jako „wolność moralna” – zdolność do rozeznania i dążenia do dobra, zamiast bycia jedynie przymuszanym przez apetyty i pragnienia. Wielki filozof oświecenia Immanuel Kant potwierdził ten związek między wolnością a dobrem. Jeśli nie jesteśmy wolni w wyborze, argumentował, to nie miałoby sensu mówienie, że powinniśmy wybrać ścieżkę prawości.
Dziś założenie wolnej woli przewija się przez każdy aspekt amerykańskiej polityki, od opieki społecznej po prawo karne. Przenika kulturę popularną i leży u podstaw amerykańskiego snu – przekonania, że każdy może coś z siebie zrobić, bez względu na to, jaki ma start w życiu. Jak napisał Barack Obama w The Audacity of Hope, amerykańskie „wartości są zakorzenione w podstawowym optymizmie życiowym i wierze w wolną wolę.”
Co się więc stanie, jeśli ta wiara ulegnie erozji?
Nauki ścisłe coraz śmielej twierdzą, że wszystkie ludzkie zachowania można wyjaśnić za pomocą zegarowych praw przyczyny i skutku. Ta zmiana w postrzeganiu jest kontynuacją intelektualnej rewolucji, która rozpoczęła się około 150 lat temu, kiedy Karol Darwin po raz pierwszy opublikował O pochodzeniu gatunków. Wkrótce po tym, jak Darwin przedstawił swoją teorię ewolucji, jego kuzyn Sir Francis Galton zaczął wyciągać z niej konsekwencje: Jeśli wyewoluowaliśmy, to zdolności umysłowe, takie jak inteligencja, muszą być dziedziczne. Ale my używamy tych zdolności – które niektórzy ludzie posiadają w większym stopniu niż inni – do podejmowania decyzji. Tak więc nasza zdolność do wyboru losu nie jest wolna, lecz zależy od naszego biologicznego dziedzictwa.
Galton rozpoczął debatę, która szalała przez cały XX wiek na temat natura kontra wychowanie. Czy nasze działania są rozwijającym się efektem naszej genetyki? Czy też wynikiem tego, co zostało nam odciśnięte przez środowisko? Zgromadzono imponujące dowody na znaczenie każdego z tych czynników. Niezależnie od tego, czy naukowcy popierali jeden z nich, drugi, czy też mieszankę obu, coraz częściej zakładali, że nasze czyny muszą być czymś zdeterminowane.
W ostatnich dekadach badania nad wewnętrznym funkcjonowaniem mózgu pomogły rozstrzygnąć debatę natura- wychowanie – i zadały kolejny cios idei wolnej woli. Skanery mózgowe umożliwiły nam zajrzenie do wnętrza czaszki żywej osoby, ujawniając zawiłe sieci neuronów i pozwalając naukowcom osiągnąć szerokie porozumienie, że sieci te są kształtowane zarówno przez geny, jak i środowisko. Ale istnieje również zgoda w społeczności naukowej, że odpalanie neuronów określa nie tylko niektóre lub większość, ale wszystkie nasze myśli, nadzieje, wspomnienia i marzenia.
Więcej historii
Wiemy, że zmiany w chemii mózgu mogą zmienić zachowanie – w przeciwnym razie ani alkohol, ani leki przeciwpsychotyczne nie miałyby pożądanych skutków. To samo odnosi się do struktury mózgu: Przypadki zwykłych dorosłych ludzi stających się mordercami lub pedofilami po rozwinięciu guza mózgu pokazują, jak bardzo jesteśmy zależni od fizycznych właściwości naszej szarej masy.
Wielu naukowców twierdzi, że amerykański fizjolog Benjamin Libet wykazał w latach osiemdziesiątych, że nie mamy wolnej woli. Wiadomo już było, że aktywność elektryczna gromadzi się w mózgu osoby, zanim ta, na przykład, poruszy ręką; Libet pokazał, że to gromadzenie się ma miejsce, zanim osoba świadomie podejmie decyzję o ruchu. Świadome doświadczenie decyzji o działaniu, które zwykle kojarzymy z wolną wolą, wydaje się być dodatkiem, post hoc rekonstrukcją wydarzeń, która następuje po tym, jak mózg już wprawił akt w ruch.
Dwudziestowieczna debata natura – wychowanie przygotowała nas do myślenia o nas samych jako ukształtowanych przez wpływy pozostające poza naszą kontrolą. Pozostawiła jednak miejsce, przynajmniej w powszechnej wyobraźni, na możliwość, że możemy przezwyciężyć nasze okoliczności lub nasze geny i stać się autorami naszego przeznaczenia. Wyzwanie rzucone przez neuronaukę jest bardziej radykalne: opisuje ona mózg jako system fizyczny, taki jak każdy inny, i sugeruje, że nie chcemy, by działał w określony sposób, tak jak nie chcemy, by biło nasze serce. Współczesny naukowy obraz ludzkiego zachowania to jeden z neuronów, które odpalają się, powodując odpalanie się innych neuronów, powodując nasze myśli i czyny, w nieprzerwanym łańcuchu, który rozciąga się od naszych narodzin i dalej. W zasadzie jesteśmy więc całkowicie przewidywalni. Gdybyśmy mogli zrozumieć architekturę i chemię mózgu każdej osoby wystarczająco dobrze, moglibyśmy, w teorii, przewidzieć reakcję tej osoby na każdy bodziec z dokładnością do 100 procent.
Te badania i ich implikacje nie są nowe. Nowością jest jednak rozprzestrzenianie się sceptycyzmu wolnej woli poza laboratoria i do głównego nurtu. Na przykład liczba spraw sądowych, w których wykorzystuje się dowody z neuronauki, wzrosła ponad dwukrotnie w ciągu ostatniej dekady – głównie w kontekście oskarżonych argumentujących, że ich mózg zmusił ich do zrobienia tego. A wielu ludzi przyswaja sobie to przesłanie również w innych kontekstach, przynajmniej sądząc po liczbie książek i artykułów rzekomo wyjaśniających „twój mózg na temat” wszystkiego, od muzyki po magię. Determinizm, w takim czy innym stopniu, zyskuje na popularności. Sceptycy są w przewadze.
Rozwój ten rodzi niewygodne – i coraz bardziej nieteoretyczne – pytania: Jeśli moralna odpowiedzialność zależy od wiary w naszą własną sprawczość, to czy wraz z rozpowszechnianiem się wiary w determinizm staniemy się moralnie nieodpowiedzialni? A jeśli coraz częściej będziemy postrzegać wiarę w wolną wolę jako złudzenie, co stanie się z tymi wszystkimi instytucjami, które się na niej opierają?
W 2002 roku dwoje psychologów miało prosty, ale genialny pomysł: Zamiast spekulować na temat tego, co mogłoby się stać, gdyby ludzie stracili wiarę w swoją zdolność wyboru, mogliby przeprowadzić eksperyment, aby się tego dowiedzieć. Kathleen Vohs, wówczas na Uniwersytecie Utah, i Jonathan Schooler z Uniwersytetu w Pittsburghu, poprosili jedną grupę uczestników o przeczytanie fragmentu przekonującego, że wolna wola jest iluzją, a drugą grupę o przeczytanie fragmentu, który był neutralny w tym temacie. Następnie poddawali członków każdej z grup różnym pokusom i obserwowali ich zachowanie. Czy różnice w abstrakcyjnych przekonaniach filozoficznych wpłynęłyby na decyzje ludzi?
Tak, rzeczywiście. Kiedy poproszono o rozwiązanie testu matematycznego, w którym oszukiwanie było łatwe, grupa, w której wolna wola była postrzegana jako iluzoryczna, okazała się bardziej skłonna do nielegalnego zerknięcia na odpowiedzi. Kiedy dano im możliwość kradzieży – zabrania więcej pieniędzy niż im się należało z koperty z monetami 1$ – ci, których wiara w wolną wolę została podważona, kradli więcej. Vohs powiedziała mi, że ona i Schooler odkryli, że „ludzie, którzy są nakłaniani do mniejszej wiary w wolną wolę, częściej zachowują się niemoralnie.”
Wydaje się, że kiedy ludzie przestają wierzyć, że są wolnymi agentami, przestają postrzegać siebie jako winnych swoich działań. W konsekwencji działają mniej odpowiedzialnie i poddają się swoim podstawowym instynktom. Vohs podkreśla, że ten wynik nie jest ograniczony do wymyślonych warunków eksperymentu laboratoryjnego. „Widzisz te same efekty u ludzi, którzy naturalnie wierzą bardziej lub mniej w wolną wolę,” powiedziała.
W innym badaniu, na przykład, Vohs i współpracownicy zmierzyli stopień, w jakim grupa robotników dziennych wierzyła w wolną wolę, a następnie zbadali ich wydajność w pracy, patrząc na oceny ich przełożonego. Ci, którzy bardziej wierzyli, że mają kontrolę nad własnymi działaniami, częściej przychodzili do pracy na czas i byli oceniani przez przełożonych jako bardziej kompetentni. W rzeczywistości, wiara w wolną wolę okazała się być lepszym predyktorem wydajności pracy niż ustalone środki, takie jak wyznawana etyka pracy.
Inny pionier badań nad psychologią wolnej woli, Roy Baumeister z Florida State University, rozszerzył te ustalenia. Na przykład, on i jego koledzy odkryli, że studenci ze słabszą wiarą w wolną wolę byli mniej skłonni do poświęcenia swojego czasu na pomoc koledze z klasy niż ci, których wiara w wolną wolę była silniejsza. Likewise, those primed to hold a deterministic view by reading statements like „Science has demonstrated that free will is an illusion” were less likely to give money to a homeless person or lend someone a cellphone.
Further studies by Baumeister and colleagues have linked a diminished belief in free will to stress, unhappiness, and a lesser commitment to relationships. Odkryli oni, że kiedy badani zostali nakłonieni do uwierzenia, że „wszystkie ludzkie działania wynikają z wcześniejszych wydarzeń i ostatecznie mogą być rozumiane w kategoriach ruchu molekuł”, badani ci odeszli z niższym poczuciem sensu życia. Na początku tego roku, inni badacze opublikowali badania pokazujące, że słabsza wiara w wolną wolę koreluje ze słabymi wynikami w nauce.
Lista jest dłuższa: Wiara w to, że wolna wola jest iluzją sprawiła, że ludzie stali się mniej kreatywni, bardziej skłonni do podporządkowania się, mniej chętni do uczenia się na błędach i mniej wdzięczni wobec siebie nawzajem. Pod każdym względem, wydaje się, że kiedy przyjmujemy determinizm, pobłażamy naszej ciemnej stronie.
Niewielu uczonych czuje się komfortowo sugerując, że ludzie powinni wierzyć w jawne kłamstwo. Popieranie utrwalania nieprawdy naruszyłoby ich integralność i pogwałciło zasadę, którą filozofowie od dawna cenią: platońską nadzieję, że to, co prawdziwe i dobre, idzie w parze. Saul Smilansky, profesor filozofii na Uniwersytecie w Hajfie, w Izraelu, zmagał się z tym dylematem przez całą swoją karierę i doszedł do bolesnego wniosku: „Nie możemy sobie pozwolić, aby ludzie zinternalizowali prawdę” o wolnej woli.
Smilansky jest przekonany, że wolna wola nie istnieje w tradycyjnym sensie – i że byłoby bardzo źle, gdyby większość ludzi zdała sobie z tego sprawę. „Wyobraźmy sobie,” powiedział mi, „że zastanawiam się, czy wykonać swój obowiązek, taki jak spadochroniarstwo na terytorium wroga, czy coś bardziej prozaicznego, jak zaryzykowanie mojej pracy poprzez doniesienie o jakimś wykroczeniu. Jeśli wszyscy zaakceptują, że nie ma wolnej woli, to będę wiedział, że ludzie powiedzą: 'Cokolwiek zrobił, nie miał wyboru – nie możemy go winić’. Wiem więc, że nie zostanę potępiony za przyjęcie egoistycznej opcji.” To, jego zdaniem, jest bardzo niebezpieczne dla społeczeństwa i „im więcej ludzi akceptuje deterministyczny obraz, tym gorsze rzeczy się staną.”
Determinizm nie tylko podważa winę, argumentuje Smilansky; podważa również pochwałę. Wyobraź sobie, że ryzykuję życie, skacząc na terytorium wroga, aby wykonać śmiałą misję. Później ludzie powiedzą, że nie miałem wyboru, że mój wyczyn był jedynie, jak to ujął Smilansky, „rozwinięciem tego, co dane”, a zatem nie zasługuje na pochwałę. I tak jak podważenie winy usunęłoby przeszkodę do niegodziwego postępowania, tak podważenie pochwały usunęłoby zachętę do czynienia dobra. Nasi bohaterowie wydawaliby się mniej inspirujący, nasze osiągnięcia mniej godne uwagi, a wkrótce pogrążylibyśmy się w dekadencji i przygnębieniu.
Smilansky opowiada się za poglądem, który nazywa iluzjonizmem – przekonaniem, że wolna wola jest rzeczywiście iluzją, ale taką, której społeczeństwo musi bronić. Idea determinizmu i popierające ją fakty muszą być trzymane w wieży z kości słoniowej. Tylko wtajemniczeni, za tymi murami, powinni odwa „y¢ si¦, jak to okre±li¢, „spojrze¢ ciemnej prawdzie w twarz”. Smilansky mówi, że zdaje sobie sprawę, że jest coś drastycznego, nawet strasznego, w tym pomyśle – ale jeśli wybór jest między tym, co prawdziwe, a tym, co dobre, to dla dobra społeczeństwa to, co prawdziwe, musi odejść.
Argumenty Smilansky’ego mogą na początku wydawać się dziwne, biorąc pod uwagę jego twierdzenie, że świat jest pozbawiony wolnej woli: Jeśli tak naprawdę o niczym nie decydujemy, kogo obchodzi, jakie informacje są puszczane w obieg? Ale nowa informacja, oczywiście, jest wejściem sensorycznym jak każde inne; może zmienić nasze zachowanie, nawet jeśli nie jesteśmy świadomymi agentami tej zmiany. W języku przyczyny i skutku, wiara w wolną wolę może nie inspirować nas do robienia z siebie tego, co najlepsze, ale pobudza nas do tego.
Iluzjonizm jest pozycją mniejszościową wśród akademickich filozofów, z których większość wciąż ma nadzieję, że dobro i prawda mogą zostać pogodzone. Ale reprezentuje on starożytny nurt myśli wśród intelektualnych elit. Nietzsche nazwał wolną wolę „sztuczką teologów”, która pozwala nam „sądzić i karać”. I wielu myślicieli wierzyło, tak jak Smilansky, że instytucje osądzania i karania są konieczne, jeśli mamy uniknąć upadku w barbarzyństwo.
Smilansky nie popiera polityki orwellowskiej kontroli myśli. Na szczęście, jak przekonuje, nie potrzebujemy ich. Wiara w wolną wolę przychodzi nam naturalnie. Naukowcy i komentatorzy muszą jedynie wykazać się pewną powściągliwością, zamiast radośnie pozbawiać ludzi złudzeń, które leżą u podstaw wszystkiego, co jest im drogie. Większość naukowców „nie zdaje sobie sprawy, jaki wpływ mogą mieć te idee” – powiedział mi Smilansky. „Promowanie determinizmu jest zadufane i niebezpieczne.”
Ale nie wszyscy uczeni, którzy publicznie argumentują przeciwko wolnej woli, są ślepi na społeczne i psychologiczne konsekwencje. Niektórzy po prostu nie zgadzają się, że te konsekwencje mogą obejmować upadek cywilizacji. Jednym z najbardziej prominentnych jest neurobiolog i pisarz Sam Harris, który w swojej książce „Wolna wola” z 2012 r. postawił sobie za cel obalenie fantazji o świadomym wyborze. Podobnie jak Smilansky, uważa on, że nie ma czegoś takiego jak wolna wola. Ale Harris uważa, że jest nam lepiej bez całego tego pojęcia.
„Potrzebujemy naszych przekonań, aby śledzić, co jest prawdą”, powiedział mi Harris. Iluzje, bez względu na to, jak dobrze zamierzone, zawsze będą nas powstrzymywać. Na przykład, obecnie używamy groźby uwięzienia jako surowego narzędzia do przekonywania ludzi, by nie robili złych rzeczy. Ale jeśli zamiast tego przyjmiemy, że „ludzkie zachowanie wynika z neurofizjologii”, argumentował, wtedy będziemy mogli lepiej zrozumieć, co tak naprawdę powoduje, że ludzie robią złe rzeczy pomimo groźby kary – i jak ich powstrzymać. „Musimy,” powiedział mi Harris, „wiedzieć, jakie są dźwignie, które możemy pociągnąć jako społeczeństwo, aby zachęcić ludzi do bycia najlepszą wersją siebie, jaką mogą być.”
Według Harrisa, powinniśmy uznać, że nawet najgorsi przestępcy – morderczy psychopaci, na przykład – są w pewnym sensie pechowcami. „Nie wybrali swoich genów. Nie wybrali sobie rodziców. Nie stworzyli swoich mózgów, a jednak ich mózgi są źródłem ich intencji i działań.” W głębokim sensie, ich zbrodnie nie są ich winą. Uznając to, możemy bezstronnie zastanowić się, jak postępować z przestępcami, aby ich resocjalizować, chronić społeczeństwo i ograniczyć liczbę przestępstw w przyszłości. Harris uważa, że z czasem „może być możliwe wyleczenie czegoś takiego jak psychopatia”, ale tylko wtedy, gdy zaakceptujemy, że źródłem dewiacji jest mózg, a nie jakaś niebiańska wolna wola.
Zaakceptowanie tego uwolniłoby nas również od nienawiści. Pociąganie ludzi do odpowiedzialności za ich czyny może brzmieć jak zwornik cywilizowanego życia, ale płacimy za to wysoką cenę: Obwinianie ludzi czyni nas złymi i mściwymi, a to zaciemnia nasz osąd.
„Porównaj reakcję na huragan Katrina,” zasugerował Harris, z „reakcją na akt terroryzmu 9/11.” Dla wielu Amerykanów ludzie, którzy porwali te samoloty, są ucieleśnieniem przestępców, którzy dobrowolnie wybrali czynienie zła. Ale jeśli zrezygnujemy z naszego pojęcia wolnej woli, wtedy ich zachowanie musi być postrzegane jak każde inne naturalne zjawisko – a to, jak uważa Harris, uczyniłoby nas znacznie bardziej racjonalnymi w naszej odpowiedzi.
Although the scale of the two catastrophes was similar, the reactions were wildly different. Nikt nie dążył do zemsty na tropikalnych burzach ani do wypowiedzenia wojny pogodzie, więc reakcje na Katrinę mogły po prostu skupić się na odbudowie i zapobieganiu przyszłym katastrofom. Harris argumentuje, że reakcja na 11 września była przesiąknięta oburzeniem i chęcią zemsty, co doprowadziło do niepotrzebnej utraty niezliczonej liczby istnień ludzkich. Harris nie twierdzi, że nie powinniśmy byli w ogóle reagować na 11 września, ale że chłodna reakcja wyglądałaby zupełnie inaczej i prawdopodobnie byłaby o wiele mniej rozrzutna. „Nienawiść jest toksyczna” – powiedział mi – „i może zdestabilizować życie jednostek i całych społeczeństw. Utrata wiary w wolną wolę podcina uzasadnienie dla nienawidzenia kogokolwiek.”
Gdy dowody z Kathleen Vohs i jej kolegów sugerują, że problemy społeczne mogą wynikać z postrzegania naszych własnych działań jako zdeterminowanych przez siły poza naszą kontrolą – osłabiając naszą moralność, naszą motywację i nasze poczucie sensu życia – Harris uważa, że korzyści społeczne będą wynikać z postrzegania zachowań innych ludzi w tym samym świetle. Z tego punktu widzenia moralne implikacje determinizmu wyglądają zupełnie inaczej i o wiele lepiej.
Co więcej, argumentuje Harris, jako że zwykli ludzie zaczynają lepiej rozumieć, jak działają ich mózgi, wiele z problemów udokumentowanych przez Vohsa i innych ulegnie rozproszeniu. Determinizm, jak pisze w swojej książce, nie oznacza, „że świadoma świadomość i myślenie celowe nie służą niczemu”. Pewne rodzaje działań wymagają od nas uświadomienia sobie wyboru – ważenia argumentów i oceny dowodów. To prawda, że gdybyśmy zostali postawieni w dokładnie tej samej sytuacji ponownie, to 100 razy na 100 podjęlibyśmy tę samą decyzję, „tak jak przewijanie filmu i odtwarzanie go ponownie”. Ale akt deliberacji – zmaganie się z faktami i emocjami, które uważamy za niezbędne dla naszej natury – jest mimo wszystko prawdziwy.
Dużym problemem, w opinii Harrisa, jest to, że ludzie często mylą determinizm z fatalizmem. Determinizm to przekonanie, że nasze decyzje są częścią nieprzerwanego łańcucha przyczyny i skutku. Fatalizm, z drugiej strony, jest przekonaniem, że nasze decyzje nie mają znaczenia, ponieważ cokolwiek jest przeznaczone, aby się wydarzyć, stanie się – jak małżeństwo Edypa z matką, pomimo jego wysiłków, aby uniknąć tego losu.
Kiedy ludzie słyszą, że nie ma wolnej woli, niesłusznie stają się fatalistami; myślą, że ich wysiłki nie zrobią żadnej różnicy. Ale to jest błąd. Ludzie nie zmierzają ku nieuchronnemu przeznaczeniu; pod wpływem innego bodźca (np. innej idei o wolnej woli), będą zachowywać się inaczej, a więc będą mieli inne życie. Gdyby ludzie lepiej rozumieli te delikatne rozróżnienia, Harris wierzy, konsekwencje utraty wiary w wolną wolę byłyby znacznie mniej negatywne niż sugerują eksperymenty Vohsa i Baumeistera.
Czy można pójść jeszcze dalej? Czy istnieje droga naprzód, która zachowuje zarówno inspirującą moc wiary w wolną wolę, jak i współczujące zrozumienie, które przychodzi wraz z determinizmem?
Filozofowie i teologowie są przyzwyczajeni do mówienia o wolnej woli, jak gdyby była ona albo włączona, albo wyłączona; jak gdyby nasza świadomość unosiła się, jak duch, całkowicie ponad łańcuchem przyczynowym, lub jak gdybyśmy toczyli się przez życie jak kamień po wzgórzu. Ale może być inny sposób patrzenia na ludzką agencję.
Niektórzy uczeni argumentują, że powinniśmy myśleć o wolności wyboru w kategoriach naszych bardzo realnych i wyrafinowanych zdolności do mapowania wielu potencjalnych odpowiedzi na konkretną sytuację. Jednym z nich jest Bruce Waller, profesor filozofii na Youngstown State University. W swojej nowej książce, Restorative Free Will, pisze on, że powinniśmy skupić się na naszej zdolności, w każdym danym otoczeniu, do generowania szerokiego zakresu opcji dla siebie, i do decydowania wśród nich bez zewnętrznego przymusu.
Dla Wallera, to po prostu nie ma znaczenia, że te procesy są wspierane przez łańcuch przyczynowy odpalających się neuronów. W jego opinii, wolna wola i determinizm nie są przeciwieństwami, za które często są uważane; po prostu opisują nasze zachowanie na różnych poziomach.
Waller wierzy, że jego konto pasuje do naukowego zrozumienia tego, jak ewoluowaliśmy: Żerujące zwierzęta-ludzie, ale także myszy, lub niedźwiedzie, lub wrony-potrzebują być w stanie generować opcje dla siebie i podejmować decyzje w złożonym i zmieniającym się środowisku. Ludzie, z naszymi ogromnymi mózgami, są o wiele lepsi w wymyślaniu i ważeniu opcji niż inne zwierzęta. Our range of options is much wider, and we are, in a meaningful way, freer as a result.
Waller’s definition of free will is in keeping with how a lot of ordinary people see it. Jedno z badań z 2010 roku wykazało, że ludzie w większości myśleli o wolnej woli w kategoriach podążania za swoimi pragnieniami, bez przymusu (takiego jak ktoś trzymający pistolet przy twojej głowie). Tak długo, jak będziemy wierzyć w ten rodzaj praktycznej wolnej woli, powinno to wystarczyć do zachowania ideałów i standardów etycznych badanych przez Vohsa i Baumeistera.
Jednakże Waller’s account of free will still leads to a very different view of justice and responsibility than most people hold today. Nikt nie spowodował sam siebie: Nikt nie wybrał swoich genów ani środowiska, w którym się urodził. Dlatego nikt nie ponosi ostatecznej odpowiedzialności za to, kim jest i co robi. Waller powiedział mi, że popiera sentyment przemówienia Baracka Obamy z 2012 roku „You didn’t build that”, w którym prezydent zwrócił uwagę na czynniki zewnętrzne, które pomagają w osiągnięciu sukcesu. Nie był też zaskoczony, że wywołało to tak ostrą reakcję ze strony tych, którzy chcą wierzyć, że byli jedynymi architektami swoich osiągnięć. Ale przekonuje, że musimy zaakceptować fakt, że wyniki życiowe są zdeterminowane przez rozbieżności w naturze i wychowaniu, „abyśmy mogli podjąć praktyczne środki zaradcze i pomóc każdemu w realizacji jego potencjału.”
Zrozumienie tego, w jaki sposób, będzie dziełem dziesięcioleci, gdy powoli będziemy odkrywać naturę naszych własnych umysłów. W wielu dziedzinach praca ta prawdopodobnie przyniesie więcej współczucia: oferowanie większej (i bardziej precyzyjnej) pomocy tym, którzy znaleźli się w złym miejscu. A kiedy groźba kary jest konieczna jako środek odstraszający, w wielu przypadkach będzie zrównoważona wysiłkami mającymi na celu wzmocnienie, a nie podważenie, zdolności do autonomii, które są niezbędne, by każdy mógł wieść przyzwoite życie. Ten rodzaj woli, który prowadzi do sukcesu – dostrzeganie pozytywnych opcji dla siebie, podejmowanie dobrych decyzji i trzymanie się ich – może być kultywowany, a ci, którzy znajdują się na dnie społeczeństwa, najbardziej potrzebują tej kultywacji.
Dla niektórych ludzi może to brzmieć jak bezinteresowna próba posiadania własnego ciastka i zjedzenia go również. I w pewnym sensie tak jest. Jest to próba zachowania najlepszych części systemu wierzeń wolnej woli przy jednoczesnym pozbyciu się najgorszych. Prezydent Obama – który zarówno bronił „wiary w wolną wolę”, jak i przekonywał, że nie jesteśmy jedynymi architektami naszego losu – musiał się nauczyć, jak cienką linię trzeba przekroczyć. Jednak może to być to, czego potrzebujemy, aby uratować amerykański sen – i w rzeczy samej, wiele z naszych pomysłów na cywilizację na całym świecie – w epoce nauki.