Tajlandzkie „wioski długich szyi” to nie tylko kontrowersyjne atrakcje turystyczne – to domy i miejsca pracy dla uchodźców

Nawet jeśli nigdy nie słyszałeś o wiosce Huai Sua Tao, możesz wiedzieć o niektórych jej mieszkańcach. Położona w górach północno-zachodniej Tajlandii, wioska ta jest domem dla około tuzina „kobiet o długiej szyi”, znanych z noszenia zwiniętych mosiężnych pierścieni, które wydłużają ich szyje. W tej odległej prowincji Tajlandii, zwanej Mae Hong Son, są one prawdopodobnie największą atrakcją turystyczną.

Kobiety i ich rodziny nie są obywatelami Tajlandii, ale uchodźcami z Myanmaru uciekającymi przed biedą i konfliktem w swojej ojczyźnie, gdzie są członkami marginalizowanej mniejszościowej grupy etnicznej: Kayah. Obrączki na szyi są tradycją w ich rodzinnych stronach. W Tajlandii są kulturową ciekawostką, za którą turyści zapłacą, aby ją zobaczyć.

Turyści jeżdżą z tak daleka jak Bangkok, około 12 godzin drogi, aby spacerować w górę i w dół jednej zakurzonej ulicy w wiosce, która została zbudowana, aby pokazać sposób życia Kayah. Tak zwana Wioska Długiej Szyi została zbudowana 27 lat temu na działce położonej w dół od prawdziwej tajskiej wioski, gdzie niektóre z rodzin Kayah przenoszą się, gdy zaoszczędzą wystarczająco dużo pieniędzy, aby zbudować nowy dom.

Jak odwiedzający wlewają się do wioski, kobiety szybko przechodzą od oglądania popowych piosenek na swoich smartfonach do tkania tradycyjnych ubrań lub brzdąkania na poszarpanej drewnianej gitarze. Ale głównie stoją na baczność za straganami, które ciągną się wzdłuż kamienistej ścieżki, mając nadzieję, że ktoś kupi rękodzieło i pamiątki na wystawie. Turyści, z których większość to Tajowie, przechadzają się obok i robią zdjęcia lub selfies z nimi – niektórzy kupują jeden z dziesiątek produktów na sprzedaż na każdym straganie. Tajscy turyści mogą wejść za darmo, ale obcokrajowcy płacą 250 bahtów (około 7,50 dolarów) za wstęp do wioski, co najwyraźniej przeznaczane jest na wypłatę kobietom 1500 bahtów podstawowej miesięcznej pensji. Jeden z gości ostatniego popołudnia przywiózł swoje pięć starszych sióstr aż z Bangkoku, aby zobaczyć te kobiety.

Tajski turysta przymierza mosiężne pierścienie, które kobiety Kayah z Huai Sua Tao tradycyjnie noszą od dzieciństwa.

Credit:

Arthur Nazaryan/PRI

Całe widowisko przyciągnęło krytykę ze strony zewnętrznych obserwatorów, którzy twierdzą, że jest to ludzkie zoo wykorzystujące migrantów, którzy mają niewiele innych opcji, aby zarobić na życie.

„To absolutnie ludzkie zoo”, powiedziała rzeczniczka UNHCR Kitty McKinsey dla BBC w 2008 roku, w związku z zarzutami, że tajskie władze specjalnie zapobiegały przesiedlaniu się kobiet z Kayah do krajów trzecich ze względu na ich wartość jako atrakcji turystycznych. „Jednym z rozwiązań jest to, by turyści przestali tam jeździć” – dodała.

Ma Ja, jedna z kobiet o długiej szyi, której rodzina przybyła do Tajlandii, gdy miała 11 lat, ma nadzieję, że ludzie nie posłuchają wezwania McKinsey’a. Dla niej turyści to nie tylko jedyne źródło dochodu, ale również wyjątkowo lukratywne, które pozwala kobietom zarabiać – w szczycie sezonu turystycznego – nawet 10 razy więcej niż ich mężowie.

„Na początku nie rozumiałam, dlaczego muszą pozwalać turystom przyjeżdżać i nas odwiedzać” – mówi Ma Ja. „Później zrozumiałam powody, to dlatego, że mamy inną kulturę, którą ludzie z zewnątrz chcą poznać. Z drugiej strony, dzięki temu, że przyjeżdżają do nas turyści, tworzymy miejsca pracy dla nas, a nasze rodziny mają dochód ze sprzedaży pamiątek. Sprzedaż pamiątek stała się naszym źródłem dochodu, ponieważ nie mamy innego wyjścia. Gdyby nie było turystów, nie wiedzielibyśmy, co robić.”

Turyści z Malezji przeglądają rękodzieło na jednym z wielu straganów wyłożonych na jednej głównej drodze przez Huai Sua Tao.

Credit:

Arthur Nazaryan/PRI

Jeden z mieszkańców Huai Sua Tao, który odmówił identyfikacji z obawy przed odwetem, jeśli kiedykolwiek wróci do Myanmaru, powiedział, że życie w Tajlandii jest o wiele lepsze niż w domu. Wspomina on, jak on i jego rodzina spędzili kilka dni wędrując przez dżunglę, aby dotrzeć do Tajlandii, gdzie przynajmniej „żołnierze nas nie niepokoją”, mówi.

Ma Pang, 34-letnia matka dwójki dzieci, mówi: „Nie chodziłam do szkoły … kiedy przyjechałam zaczęłam sprzedawać pamiątki. Nosiłam pierścionki od 9 roku życia, ponieważ jest to część naszej kultury. Dla mnie, będąc tutaj, czułem się szczęśliwy; chociaż nie dostałem się do szkoły, mogę pomóc mojej matce zarabiać na życie.”

Chociaż jest to bardziej bezpieczne, życie w Tajlandii pozostaje trudne dla migrantów w Huai Sua Tao. Wioska jest słabo rozwinięta, z niewielką ilością elektryczności wystarczającą do naładowania telefonów lub uruchomienia starego telewizora w ciasnych drewnianych domach. To część doświadczenia, które kupują turyści.

„Turyści nie będą chętni do odwiedzenia wioski, jeśli będzie ona rozwinięta”, mówi Boonrat Santisuk, który pracuje przy wejściu do wioski, zbierając opłatę za wstęp.

Mówi ona, że po tym, jak kobiety spędzą tam wystarczająco dużo czasu i zaoszczędzą pieniądze, będą mogły pozwolić sobie na budowę domu w bardziej rozwiniętej części wioski tuż za wzgórzem, gdzie mieszkają zwykli tajscy wieśniacy poza obszarem turystycznym.

Jedna z kobiet w Huai Sua Tao odpoczywa w swoim domu, gdy nie ma odwiedzających ją turystów. Większość biznesu w wiosce odbywa się w miesiącach zimowych, ponieważ niewielu turystów przyjeżdża w porze monsunowej i suchej.

Credit:

Arthur Nazaryan/PRI

Poza tym miejscem możliwości życia i pracy w Tajlandii są mocno ograniczone dla nieudokumentowanych migrantów, takich jak Kayah, a koszty życia mogą być znacznie wyższe, więc poruszanie się dużo dalej niż w górę wzgórza nie jest łatwe. Kobiety i ich rodziny mogą swobodnie podróżować i pracować w Mae Hong Son, ale aby udać się do innej prowincji, muszą ubiegać się o pozwolenie, a specjalne pozwolenia na pracę muszą uzyskać osoby poszukujące zatrudnienia.

„Szacuje się, że w Tajlandii są 3 miliony pracowników migrujących z Myanmaru, z których tylko połowa ma zapewnione pozwolenia na pracę w ramach formalnego procesu migracji”, wyjaśnia Duncan McArthur, dyrektor Thai-Burma Border Consortium, znanej lokalnej organizacji pozarządowej zajmującej się pomocą uchodźcom z Myanmaru. „Zarejestrowani pracownicy migrujący mają prawo do pracy, ale ich przemieszczanie się jest ograniczone do wyznaczonej prowincji, chyba że uzyskają specjalne pozwolenie. Nieudokumentowani pracownicy migrujący i uchodźcy, którzy mieszkają poza obozami, są oficjalnie uznawani za nielegalnych imigrantów i podlegają deportacji.”

Kobiety w Huai Sua Tao zbierają się we wspólnym bambusowym domu na spotkanie z urzędnikami prowincji, którzy przybyli, aby zebrać informacje o ich kulturze w celach edukacyjnych.

Credit:

Arthur Nazaryan/PRI

Ostatnie ustawodawstwo rządowe rozprawiające się z firmami, które zatrudniają nieudokumentowanych pracowników, sprawiło, że uchodźcom próbującym żyć poza obozami jest coraz trudniej. Tysiące z nich przeniosło się przez granicę z powrotem do Myanmar.

Dla kobiet z Huai Sua Tao, i ich odpowiedników w innych wioskach długich szyi, oznacza to jeszcze mniej opcji – ale są one w wyjątkowej sytuacji, ponieważ ich kultura jest cennym towarem.

Wioski długich szyi pojawiły się również wokół Chiang Mai i Pattaya, notorycznej stolicy seks-turystyki położonej setki mil na południe od Mae Hong Son. Trzy wioski z długimi szyjami w Pattaya są nowe, otwarte w tym roku i obsługują głównie chińskich turystów, według Boonrat Santisuk. Prowincja Chiang Mai, choć nie tak lukratywna jak Pattaya, ma tę zaletę, że znajduje się obok Mae Hong Son i bardziej przypomina życie Kayah z powrotem w Myanmarze.

„W Pattaya pensja jest najwyższa, a druga najwyższa jest w Chiang Mai; tutaj jest najniższa”, mówi Ma Pang, która powiedziała, że czeka na pozwolenie na pracę w Pattaya przez kilka miesięcy. Nie jest ona pierwszą kobietą, która wyjeżdża w poszukiwaniu lepszych pieniędzy, zwłaszcza w porze deszczowej, kiedy turystyka jest niewielka w odległych rejonach, takich jak Mae Hong Son.

Ale jej mąż, 4-letnia córka i 10-letni syn pozostaną w kraju. Ma Pang mówi, że bez tajskiego dowodu osobistego, jej dzieci nie będą mogły chodzić do szkoły w Pattaya, podczas gdy mogą uczęszczać do lokalnej tajskiej szkoły w Huai Sua Tao.

„Na początku chcę zostać dłużej , ale potem z moim małym dzieckiem, czuję się źle, gdy zachoruje, a jego tata nie wie, jak się nim zająć,” mówi.

Ma Pang stoi przy wejściu do Huai Sua Tao.

Credit:

Arthur Nazaryan/PRI

Ma Ja mówi, że pomiędzy jej rodziną, brakiem długoterminowej pewności pracy w Pattayi i znajomością życia w Huai Sua Tao, nie planuje nigdzie wyjeżdżać. I chociaż podkreśla, że większość kobiet, w tym ona, docenia życie w Huia Sua Tao i chce, aby turyści je tam odwiedzali, nie może pomóc, ale tęskni za czymś innym.

„Nie miałam wyboru; gdybym miała być wykształcona, robiłabym coś innego … a nie tylko robiła zdjęcia. Czuję, że życie ma więcej do zaoferowania, nie tylko to”, mówi.

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.