Jak wróciłem do moich ulubionych tradycji świątecznych w ciągu ostatnich kilku tygodni, wpadłem ponownie pod urokiem „Auld Lang Syne”. To zawsze wydawało mi się doskonałą piosenkę, ze słowami i melodią związane razem tak mocno, że są nierozerwalne, jak dusza i ciało.
„Should auld acquaintance be forgot
And never brought to mind?
Should auld acquaintance be forgot
And days of auld lang syne?”
Fraza, z której piosenka czerpie swój tytuł, zachowana w oryginalnym języku szkockim tekstu, jest często tłumaczona jako „dawno, dawno temu” lub „dawno temu”. Całkowicie popieram tych, którzy pozostawili frazę „auld lang syne” bez zmian we współczesnej wersji angielskiej. Drewniane przekłady czynią przemoc wobec tej frazy. Nawet na poziomie fonetycznym, szkockie „auld lang syne” wydaje się nieść wernakularny urok, tocząc się z języka jak mgła z wyżyn.
Jak możemy świętować „zbieranie stokrotek w porządku” obok nużącej wędrówki, lub podnieść szklankę do wiosłowania strumieni razem obok naszego wyobcowania przez szerokie morza?
Dla każdego, kto myśli, że „Auld Lang Syne” zostało napisane specjalnie dla końcowych, katarktycznych minut „To wspaniałe życie”, jednak te tłumaczenia stanowią pomocny punkt wyjścia do zrozumienia historii i spuścizny piosenki.
Skomponowana przez poetę Roberta Burnsa w drugiej połowie XVIII wieku, piosenka szybko zyskała popularność w krajach anglojęzycznych. Ostatecznie zajęła swoje miejsce wśród standardowych uroczystości sylwestrowych, zachęcając chętnych imprezowiczów do refleksji nad kończącym się rokiem przed świętowaniem roku przyszłego.
Piosenka mówi dalej:
We two have run about the hills,
And picked the daisies fine;
But we’ve wandered many a weary foot
Since auld lang syne.
We two have paddled in the stream,
From morning sun till dine;
But seas between us broad have roared
Since auld lang syne.
Jak to często bywa w przypadku starych pieśni, środkowe wersy niosą ze sobą większy ładunek treści (i są też, nawiasem mówiąc, pierwsze zapomniane). Dwie pierwsze zwrotki pieśni, połączone uroczystym refrenem, wydają się pasować do wesołego szkockiego pubu, w którym członkowie wesołego chóru częstują się nawzajem spojrzeniami i drinkami w imię „starych dobrych dni”. Teraz piosenka zdaje się przybierać dziwny obrót, oferując dwa wersy, w których wspomnieniu z dzieciństwa towarzyszy przyznanie się do jakiejś bolesnej rzeczywistości. Ta para może być podjęta, aby zakomunikować uznanie równowagi między szczęśliwych i smutnych elementów przeszłości.
Gdy nasze doświadczenia są rozumiane jako ustawienie, a nie całą historię, kiedy nie muszą już definiować naszą ostateczną wartość, są one całkowicie transfigured.
Myślę, że bardziej prawdopodobne jest jednak, że piosenka celowo porusza się od pozytywnej nuty do negatywnej, aby podkreślić, jak upływ czasu często zbiega się z większym trudem. Te środkowe wersy uznają rzeczywistość smutnych wspomnień, jednocześnie nalegając na natychmiastowy powrót do refrenu i jego słynnej afirmacji czasów „auld lang syne.”
To nieugięte i gwałtowne przejście od smutnego wspomnienia do uroczystej afirmacji wskazuje, że ta stara piosenka może nam powiedzieć coś istotnego o tym, co to znaczy pamiętać. Przez rozszerzenie, daje nam wskazówkę, jak powinniśmy nadać sens naszym doświadczeniom bardziej ogólnie.
Jesteśmy pod koniec roku, podczas którego nasza wytrzymałość była wielokrotnie testowana przez ataki niepokoju, samotności, choroby i wstrząsów społecznych. Jeśli jesteś taki jak ja, wszystkie te rzeczy zniechęcają do refleksji nad przeszłością. Ponieważ nigdy wcześniej nie doświadczałem tego rodzaju trudności przez tak długi okres, uznałem badanie ostatnich dziewięciu miesięcy za wyjątkowe wyzwanie.
Przed tym rokiem, refleksja nad przeszłością zazwyczaj sprowadzała się do spisania moich szczęśliwych i smutnych chwil, wzlotów i upadków, po czym przechodziłem do deklarowania przy najbliższej okazji, że „w sumie mam za co być wdzięczny.”
„Auld Lang Syne” wskazuje nam na związek jako ten sam, który czyni nasze wspomnienia wartymi świętowania.
Nie mam nic przeciwko utrzymywaniu poczucia wdzięczności. Tak dalece jak doświadczyliśmy ziemskich błogosławieństw, jest rzeczą słuszną i dobrą, abyśmy byli wdzięczni za te dary.
Jednakże, jeśli ograniczymy naszą refleksję do tego rodzaju ćwiczeń, do skupiania się tylko na tym, co dobre, wierzę, że stawiamy się w niepewnej pozycji. Dlaczego? Załóżmy, że rok, nad którym się zastanawiamy, był równie ciężki jak ten ostatni. Co się dzieje, kiedy nasz ból wydaje się przewyższać naszą przyjemność?
Co więcej, co mamy zrobić, kiedy zdajemy sobie sprawę, że nasze trudności trwają aż do teraz i wydają się być dalekie od ustąpienia? W każdym z tych przypadków jesteśmy zmuszeni uświadomić sobie, że jeśli nie uda nam się odnaleźć znaczenia zarówno w przyjemnych, jak i bolesnych wspomnieniach, nie uzyskamy ukojenia, którego pragniemy. Kiedy stajemy w obliczu wszechobecności naszego bólu, zdajemy sobie sprawę, że refleksja polegająca na umieszczaniu przyjemnych i bolesnych doświadczeń na skali jest pomocna tylko dla tych, którzy nie potrzebują pomocy. Jeśli znajdujemy wartość tylko w przyjemnych wspomnieniach, to może to pomóc tylko ludziom, których doświadczenia są zdominowane przez przyjemne wspomnienia.
Dodatkowo, w niespokojnych czasach, wielu z nas wpada w refren: „Cóż, mogło być gorzej”. Jest to nic innego jak ponura siostra pierwszego „frazesu wdzięczności”, ponieważ on również opiera się na myśleniu relatywnym. Ale zamiast porównywać dobro ze złem i dochodzić do wniosku, że mamy za co być wdzięczni, porównujemy jedno zło z drugim. Sprawy są trudne. Mogłyby być trudniejsze.
Oba stwierdzenia pozostawiają nas w niedosycie. Sugerują one, że życie jest zasadniczo stanem, który jest albo zły, albo gorszy. Ten rodzaj myślenia ledwo obiecuje rodzaj pozytywnej afirmacji życia, że większość z nas są po, gdy zastanawiamy się nad naszą przeszłością.
Jest, chociaż, inne podejście. Jeśli przyjmiemy, że nasze przyjemne i bolesne doświadczenia nie składają się na całość naszego życia, ale są jedynie scenerią, w której rozgrywa się nasza historia, wtedy wszystkie nasze doświadczenia nagle mają zdolność, by stać się znaczące. Życie jest bólem i życie jest radością, tak, ale ból i radość zawierają głębsze znaczenie. Podobnie jak działka w przypowieści Chrystusa, na której zakopany został skarb, nasze doświadczenia są cenne, gdy patrzy się na nie w świetle jakiejś podstawowej wartości. Nasze doświadczenia nie są tym, co definiuje znaczenie; są one jedynie glebą, z której możemy odkryć znaczenie.
Ta stara piosenka może nam powiedzieć coś istotnego o tym, co to znaczy pamiętać.
Gdy nasze doświadczenia są rozumiane jako sceneria, a nie cała historia, gdy nie muszą już definiować naszej ostatecznej wartości, ulegają całkowitej przemianie. Nabierają wymiaru bezkrytycznie pięknego i godnego pielęgnowania. Podobnie jak poszczególne części symfonii, niektóre zdominowane przez pewne siebie akordy durowe, a inne przez pytające tony mollowe, tak i pasma naszych życiowych doświadczeń mogą nabrać trwałego piękna, gdy są rozumiane w świetle jednoczącego je tematu.
Ale co jest tym jednoczącym tematem? Jakie jest to dynamiczne znaczenie leżące u podstaw naszych doświadczeń, zarówno radosnych, jak i smutnych? Jak, w myśl tej pieśni, możemy świętować „zbieranie stokrotek w porządku” obok uciążliwej wędrówki, lub wznosić kieliszek za wspólne wiosłowanie w strumieniach obok naszego wyobcowania na szerokich morzach? Wierzę, że Burns również ma coś do powiedzenia w tym względzie.
And there’s a hand my trusty friend!
And give me a hand o’ thine!
And we’ll take a right good-will draught,
For auld lang syne.
Za auld lang syne, moja droga,
Za auld lang syne,
We’ll take a cup of kindness yet,
Za auld lang syne.
Po tym wszystkim, co zostało powiedziane i zrobione, „Auld Lang Syne” wskazuje nam na związek jako ten jedyny, który sprawia, że nasze wspomnienia są warte świętowania. Kiedy nasze przeszłe doświadczenia przywołują na myśl tych, z którymi przeszliśmy przez dobre i złe, wspomnienia te nie tylko pocieszają nas w odosobnieniu, ale także zbliżają nas do siebie.
Myślę, że Burns ma całkowitą rację w tym względzie. Naszym najwyższym zadaniem i największą radością jest powołanie do przyjaźni, które wymaga od nas tego, za czym tęsknimy: życia polegającego na wzajemnym dźwiganiu swoich ciężarów i dzieleniu się swoimi radościami. Przyjaźń to, po prostu, każda relacja charakteryzująca się tym pięknym słowem, które wybija się w refrenie jak wytłoczony druk: dobroć.
W tym okresie wspominamy ostateczny akt dobroci Boga, kiedy to objawił On ofiarne znaczenie przyjaźni, stwarzając sposób, w jaki możemy wejść w relację z Nim. Jednak nasza relacja z Bogiem i naszymi bliźnimi jest nie tylko odpowiedzialnością, ale także szansą – nawet taką, którą warto uczcić w pieśni. Przyjaźń jest od nas wymagana tylko w taki sposób, w jaki życie wymaga jedzenia i picia, ponieważ zostaliśmy stworzeni w taki sposób, że to, czego potrzebujemy, jest tym, czym się cieszymy. To, co podtrzymuje nasze życie, może stać się ucztą. Zostaliśmy bowiem stworzeni przez Tego, który pragnie, abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości.
Więcej opowieści z Ameryki
Krótka historia „O Holy Night,” porywającego hymnu bożonarodzeniowego, który zebrał mieszane recenzje
-„O Boże, niech 2020 pójdzie do piekła. Noworoczna modlitwa wściekłości
-Muzyka, która pomogła kilku dwudziestokilkulatkom przetrwać 2020 rok: Dolly, rap i wszystko pomiędzy
.