How to buy the very best of Neil Young

Dla całej częstej błyskotliwości albumów Neila Younga, cherry-picking from them throws up its own set of problems. Dystyngowany, quixotyczny, a czasem wręcz irytujący, jest tak bezkompromisowy, że nawet jego własna wytwórnia zagroziła mu kiedyś pozwem za celowe tworzenie „niereprezentatywnej” muzyki.

Prawdziwie niespokojny artysta, istnieją różne rodzaje Neila Youngsa: samotny wilk, ikona supergrupy, hipis z Canyon, garażowy rocker, wiejski chłopak, praojciec grunge’u… Czy ten prawdziwy kiedyś powstanie? Niezależnie od tego, czy definitywny Neil Young naprawdę istnieje, jedno jest pewne: podczas kariery trwającej prawie 60 lat, nigdy nie bał się podejmować dziwnego ryzyka.

Urodzony w Toronto w 1945 roku, Neil Percival Young grał w różnych garażowych zespołach Winnipeg w młodości, zanim wyruszył do Los Angeles w połowie lat 60-tych.

W 1966 roku założył Buffalo Springfield ze swoim przyjacielem Stephenem Stillsem, Richie Furayem, Brucem Palmerem i Deweyem Martinem. Trzy albumy później, rozdarty przez rywalizację ze Stillsem, Young zrezygnował z kariery solowej w przerwach między członkostwem w CSNY, obok Stillsa, byłego Byrda Davida Crosby’ego i byłego człowieka Hollies, Grahama Nasha.

Wolność finansowa dała jego pracy solowej nieograniczone możliwości. Do wczesnych lat 70-tych był złotym dzieckiem zestawu Topanga Canyon, nastrojowym trubadurem z drżącym głosem i słodko-gorzkimi melodiami.

Ale kiedy jego wytwórnia płytowa zaczęła wytyczać lukratywną karierę wrażliwego piosenkarza-autora tekstów, Young już zmierzał do rowu. Jego ponure albumy post-Harvest i ponowna znajomość ze starymi kumplami z Crazy Horse, naznaczone wyjącymi gitarami i zniekształconym sprzężeniem zwrotnym, udowodniły, że był siłą nie do okiełznania.

Lata 80-te zastały Younga na jego własnym, osobliwym pustkowiu, produkującego serię coraz 'trudniejszych’ albumów, które testowały cierpliwość zagorzałych fanów i wprawiały w zakłopotanie jego wytwórnię płytową, Geffen. Z perspektywy czasu, niektóre z dziwacznych eksperymentów z electro-popem (Trans) można było wybaczyć, gdy Young wyjaśnił, że był to jego sposób komunikacji z synem, dotkniętym porażeniem mózgowym. Ale dopiero we wczesnych latach 90-tych, kiedy powrócił do biegunów swojej najlepszej twórczości (akustycznej i surowej elektrycznej), ostatecznie przypieczętował status ikony, którym cieszy się dzisiaj.

Young jest teraz tak płodny, jak był w każdym momencie swojej kariery. A ponieważ przygotowuje się do wyjścia na scenę w Hyde Parku z Bobem Dylanem tego lata, jaki jest lepszy czas, aby ocenić legendę?

After The Gold Rush (Reprise/WEA, 1970)

Pierwszy solowy album Young’a po związaniu się z CS&N umiejscowił go gdzieś pomiędzy pełnym tęsknoty akustycznym balladnikiem a eko-mistykiem. Zainspirowany ekologicznym scenariuszem filmowym aktora Deana Stockwella o tym samym tytule, After The Gold Rush był sugestywny i boleśnie piękny.

W dużej mierze opierał się na oszczędnym pianinie i gitarze, a niepokojące teksty Younga odzwierciedlały niepewność nowej dekady. Don’t Let It Bring You Down i Only Love Can Break Your Heart były wystarczająco uderzające; Southern Man, bezkompromisowy, vitriolic put-down ekstremizmu i uprzedzeń wszędzie, sprowokował rewanż z Lynyrd Skynyrd z Sweet Home Alabama.View Deal

Harvest (Reprise/WEA, 1972)

Największa sprzedaż Young’a i płyta, która ustawiła go jako nowego chłopca z plakatu dla hipisowskiego tłumu po latach 60-tych. Przystępny i rozmarzony na powierzchni, Harvest był mroczny i klaustrofobiczny pod spodem.

Z wsparciem weteranów z Nashville The Stray Gators, Old Man był bliski ideału, podczas gdy Heart Of Gold dał Youngowi jego jedyny US No.1 Ale to właśnie nieortodoksyjne rzeczy zaznaczyły go jako najmniej skłonnego do przytulania się do Jamesa Taylora (który, jak na ironię, gości tutaj). The Needle And The Damage Done ubolewał między innymi nad zażywaniem heroiny przez Danny’ego Whittena z Crazy Horse, podczas gdy zaaranżowane przez Jacka Nitzschego There’s A World i A Man Needs A Maid były przesadzonymi orch-popowymi dziełami o rzadkiej ambicji.View Deal

On The Beach (Reprise/WEA, 1974)

„Prawdopodobnie najbardziej przygnębiający album, jaki stworzyłem” – tak Young ocenił kontynuację przyjaznego konsumentom Harvest. Z pewnością spolaryzował opinię na tyle, że NME wydrukował dwie oddzielne recenzje, w których Ian MacDonald bronił go przed zarzutami o użalanie się nad sobą, wysuwanymi przez kolegę po fachu, Steve’a Clarke’a.

Z perspektywy czasu, jest to album na miarę wszystkiego, co Neil Young kiedykolwiek stworzył, pocałunek ślepego idealizmu kontrkultury lat 60-tych, w czasie, gdy Nixon wciąż jeszcze sprawował władzę. Ponury, pogardliwy, ale nie pozbawiony humoru, jest to kostyczny zbiór elektrycznych piosenek, które wylewają gniew na Tricky Dicky’ego (oszałamiający Ambulance Blues), korporacyjną chciwość (Vampire Blues) i sam hipisowski sen (Revolution Blues).View Deal

Tonight’s The Night (Reprise/WEA, 1975)

Nagrana przed On The Beach, ale uznana za zbyt ponurą dla publiczności fanów niecierpliwie oczekujących sequela Harvest, wytwórnia siedziała nad Tonight’s The Night przez dwa lata, zanim w końcu ją wydała.

Informowany przez śmierć Danny’ego Whittena i pomocnika Bruce’a Berry’ego – i odsłonięty w całej swojej zalanej alkoholem chwale przed zdumionymi tłumami później tego samego roku – jest to niepokojąca płyta z upalonym powietrzem prywatnej stypy. Rozedrgany emocjonalnie i oparty na najoszczędniejszych fortepianowych aranżacjach, Young jest najbardziej szczery w potykającym się utworze tytułowym i bolesnym Roll Another Number.

Sprzedał się słabo, ale pozostaje kamieniem węgielnym legendy Younga.View Deal

Rust Never Sleeps (Reprise/WEA, 1979)

W połowie akustyczny, w połowie elektryczny (i częściowo na żywo, częściowo w studio), Rust Never Sleeps połączył dwa dominujące wątki dotychczasowej kariery Younga: melodyjnego trubadura i elektrycznego wojownika. Nic nie podsumowało jego schizofrenicznej błyskotliwości bardziej niż My My My, Hey Hey, pean na cześć Johnny’ego Rottena i Elvisa Presleya, zarówno akustyczny, jak i w płonącej stodole chwale na przeciwległych końcach albumu.

Pastoralne rozkosze obejmują wykwintne Pocahontas i Thrasher, dwupalcowy hołd Younga dla starych kohort CS&N. Podkręcając wysoko wzmacniacze, Young i Crazy Horse rzadko dawali mocniejszego czadu niż w proto-grunge’owym Powderfinger – piosence, którą po raz pierwszy zaproponowali, wierzcie lub nie, Lynyrd Skynyrd.View Deal

Ragged Glory (Reprise/WEA, 1990)

Wolność z poprzedniego roku mogła uratować jego spektakularny upadek w latach 80-tych, ale prawdziwym powrotem Younga do formy był Ragged Glory.

Powracając z Crazy Horse, a teraz fetowany przez Sonic Youth, Dinosaur Jr i całe nowe pokolenie terrorystów white-noise, rzucił się w wir wrzących riffów, chrzęszczących solówek i dezorientujących 10-minutowych dżemów.

Ale nie zabrakło też ostrego lirycznego spojrzenia i artystycznego country rocka. Country Home i White Line były nienagranymi koncertowymi przyjemniaczkami z lat 70-tych, podczas gdy niejasny samorodek z lat 60-tych Farmer John powrócił do czasów Younga sprzed Buffalo Springfield z The Squires, którzy kiedyś go wykonywali. Najbardziej hymniczny ze wszystkich był F*!#in’ Up!, pogardliwy atak na autodestrukcję.View Deal

Everybody Knows This Is Nowhere (Reprise/WEA, 1969)

Cztery miesiące po swoim wrażliwym, samozatytułowanym debiucie, Young pojawił się ponownie z surowym zespołem, do którego wprowadziła go dawna miłość Robin Lane. Young i Crazy Horse grali razem przez zaledwie trzy tygodnie, ale był to początek sojuszu na całe życie.

Z pewnością, wciąż były to dywersje w kierunku folkowego popu i chrzęszczącego country, ale ten album jest najbardziej znany z trzech rozmywających się gitarowych wybuchów. Ze swoimi zmianami tempa i chrupiącym riffem, Cinnamon Girl stała się natychmiastowym klasykiem, podczas gdy Down By The River i Cowgirl In The Sand były epickimi, improwizowanymi wypadami do rodzaju emocjonalnego, nieskrępowanego rocka, który od tamtej pory stał się wyznacznikiem elektrycznego brzmienia Younga.View Deal

Sleeps With Angels (Reprise/WEA, 1994)

His career relit by Freedom (1989) and Ragged Glory, Young był bardziej płodny niż kiedykolwiek na początku lat 90-tych. Po tym jak jego tekst My My My, Hey Hey (’It’s better to burn out than to fade away’) został zacytowany w liście pożegnalnym Kurta Cobaina, Young złożył hołd nazywając ten album imieniem swojego grunge’owego potomka.

Mroczny, enigmatyczny zestaw piosenek, nastrój jest w dużej mierze melancholijny, z wyjątkiem ostrego ataku na konsumpcjonizm, który był Piece Of Crap. Z Youngiem wspieranym przez Crazy Horse, 15-minutowy Change Your Mind poszedł w nieugiętą pogoń za fuzz-gitarowym niebem, ale większość tej raczej kruchej płyty (Trans Am, My Heart) czuło się jak ostatnie zamówienia w barze.View Deal

Chrome Dreams II (Reprise/WEA, 2007)

Jeśli zarówno elegijny Prairie Wind i niepokojący Bush Living With War były naznaczone rzadkim sentymentalizmem, tutaj nastąpił powrót do chytrej błyskotliwości pracy Younga z połowy lat 70-tych. Co nie było zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że tytuł i garść piosenek zostały uratowane z oryginalnego projektu Chrome Dreams, przerwanego (lub utraconego w pożarze, w zależności od tego, komu wierzyć) w 1977 roku.

Oszałamiające połączenie wszystkich jego klasycznych cech, od czułych lamentów i chropowatych akustycznych ballad po monumentalne gitarowe zniekształcenia trwające 18 minut, ze wspaniałymi rogami, to Young w swojej surowej najlepszej formie. Kolejne występy na żywo potwierdziły, że w pełni połączył się ze swoimi pierwotnymi instynktami.View Deal

Recent news

{{ articleName }}

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.