Popularne na Variety
Quentin Tarantino musi się oczyścić z tego, co wydarzyło się na planie „Kill Billa”.” Musi zabrać głos, przyznać się i powiedzieć nam, co dokładnie myślał. Ponieważ to może być jeden mały, ale znaczący krok w kierunku naprawy tego, co jest chore i zepsute w naszej kulturze rozrywki – i naszej kulturze, w ogóle.
W bombowym wywiadzie z Maureen Dowd z The New York Times, Uma Thurman, która przez 10 lat, począwszy od „Pulp Fiction” (1994), była muzą gwiazd filmowych Tarantino, szczegółowo opisuje, przez co przeszła z rąk drapieżnego potentata Miramax, Harveya Weinsteina: przymus seksualny (pokoje hotelowe, szlafrok, uległe asystentki – cały ten makabryczny Harvey) przeplatał się z groźbami wykolejenia kariery, którym dzielnie się opierała. Ale, oczywiście, słyszeliśmy już te pełzające po skórze Weinsteina historie wiele razy. Zeznanie Thurman, odważne i ważne, stanowi kolejny przerażający rozdział w sadze o Harveyu niewypowiedzianym.
Wszystko, co jest równie wstrząsające w relacji Thurman, to to, co wydarzyło się między nią a Tarantino. W Meksyku, dziewięć miesięcy po rozpoczęciu zdjęć do „Kill Billa” (film nie został jeszcze rozłożony na dwa tomy), na cztery dni przed zakończeniem zdjęć, Tarantino, kręcąc kluczową sekwencję – przejażdżkę bohaterki po zemstę – poprosił Thurman, by wsiadła do rozklekotanego niebieskiego Karmanna Ghia i pojechała piaszczystą wiejską drogą z prędkością 40 mil na godzinę. Nie chciała tego zrobić i powiedziała o tym. Ekipa na planie poinformowała ją, że samochód jest niesprawny; sekwencja, jak wszystko na to wskazuje, wymagała kaskadera. Ale Tarantino chciał Thurman w samochodzie – pragnął jej katartycznej, filmowej realności. I kiedy nalegał, ona się poddała.
Jechała i jechała, i w końcu straciła kontrolę nad pojazdem, który zsunął się z drogi i rozbił o palmę, poważnie raniąc plecy i kolana Thurman (urazy, na które cierpi do dziś). Thurman rozważała pozwanie Miramaxu, ale nie udało jej się zdobyć materiału filmowego z wypadku, który zarejestrowała kamera zamontowana z tyłu samochodu. Weinstein, prawnicy Miramax i – tak – Tarantino wiedzieli, że to nagranie może być podstawą do pozwu i ukrywali je przed nią (zrzekliby się go tylko wtedy, gdyby podpisała zrzeczenie się odpowiedzialności). Teraz jednak ma ten materiał i upubliczniła go. Obejrzyjcie film, a zobaczycie, że równie niepokojący jak wypadek samochodowy jest sposób, w jaki Thurman jest wyciągana z samochodu (a Tarantino unosi się nad nią), jakby chciała zaprzeczyć temu, co się właśnie stało.
Jak więc mogło do tego dojść? Odpowiedź – lub duża jej część, w każdym razie – tkwi w głowie Quentina Tarantino. Dlatego właśnie musimy ją usłyszeć. I zastanowić się nad nią. I osądzić.
W ciągu czterech miesięcy od rozpoczęcia rewolucji #MeToo na fali pierwotnych oskarżeń wobec Weinsteina, Kevina Spacey’ego, Jamesa Tobacka i innych, nie było zbyt wielu wezwań dla mężczyzn do zabrania głosu. Oskarżeni, oczywiście, nie mieli nic do zaoferowania poza słabymi przeprosinami pro forma i ledwie skruszonym milczeniem. Inni mężczyźni wyrazili beznamiętne wsparcie i wiarę w ruch – i, przy okazji, zmagali się z przeformułowaniem argumentu, tylko po to, by dowiedzieć się (jak Matt Damon), że jest to czas na słuchanie, a nie parsowanie.
Ale Tarantino przedstawia inną sytuację. Nie jest oskarżony o molestowanie seksualne – ale był, oczywiście, bardzo blisko Harveya Weinsteina, więc pytanie o to, co wiedział i kiedy wiedział, i jaką odpowiedzialność (jeśli w ogóle) ponosi za umożliwienie zachowania Weinsteina, pozostaje aktualne. Tarantino wypowiedział się już na ten temat, w październikowym wywiadzie dla The New York Times, który w tamtym czasie wydawał się trzymać świat na dystans. Teraz być może będzie musiał powiedzieć więcej.
Na pewno musi odnieść się do skandalu samochodowego w „Kill Billu” w sposób o wiele bardziej szczegółowy i konfesyjny – ponieważ jest w jego mrocznym środku, oczywiście, ale także dlatego, że Tarantino jest w stanie rzucić światło na to, jak działa zawrotna dynamika władzy w Hollywood i jak może się ona teraz zmienić.
Szczere pytanie: Czy ujawnienie historii Thurman z „Kill Billa” to moment #MeToo? Nie da się ukryć, że incydent samochodowy nie wydarzył się tylko z „zaniedbania”. Był to wynik lekkomyślności, arogancji, tak zakorzenionego schematu niekontrolowanej agresywnej męskiej dominacji w biznesie filmowym. Widziany na tle #MeToo, na tle piętrzących się oskarżeń i krajobrazu, który z dnia na dzień zmienił się na politykę zerowej tolerancji, incydent z „Kill Billa” wygląda, być może, jak drugi kuzyn molestowania: zimne wykorzystywanie talentu przez tych, którzy z pewnością wiedzieli lepiej.
Niektórzy nazywają to aktem mizoginii i szybko wrzucają to do jednego worka z tym, co postrzegają jako mizoginiczne podteksty filmów Tarantino. Ja jednak dodałbym do tej oceny niezbyt szybkie! ostrzeżenie. Kino Quentina Tarantino to popowa kraina snów, w której wyobraźnia – i, owszem, gniew – kobiet została przedstawiona z bezczelnym piekielnym ekshibicjonizmem. „Death Proof”, jedna połowa „Grindhouse”, którą Tarantino nakręcił po „Kill Bill Vol. 2”, to przypowieść o zemście, która w rzeczywistości zawiera przerażający kobiecy wypadek samochodowy, z ciałami rozbijającymi się o przednie szyby i latającymi kończynami. Jednak „Death Proof” jako całość jest wirtualną paralelą #MeToo: chodzi o to, że kobiety powstają, by powiedzieć, że mają dość, dając mężczyznom, którzy je wykorzystywali, toksyczny smak ich własnego lekarstwa. W obu częściach „Kill Billa” panna młoda grana przez Umę Thurman jest poobijana, wyniszczona i pozostawiona na pastwę losu, ale jest również samurajem-samurajem z błyskiem elegancji. Jest ofiarą-zamienioną w wojownika i niczyim głupcem. Film jest i masochistyczny, i sadystyczny, i mizoginistyczny, i feministyczny. Taki jest właśnie napar Tarantino. Co więcej, ten napar jest spotęgowaną wersją wszystkiego, czym filmy były przez 100 lat.
Znamienne, że sekwencja Karmann Ghia, którą kręcił Tarantino, jeśli ogląda się ją na początku „Kill Billa vol. 2”, jest celowym echem nocnej jazdy Janet Leigh przez deszcz w „Psychozie”. Marion Crane w wykonaniu Leigh była oczywiście w drodze na rzeź, a panna młoda Thurman staje w obliczu niemal równie ekstremalnych strachów, choć ona, w przeciwieństwie do Marion, odwraca losy i triumfuje nad nimi. Ale ta paralela wydobywa ukrytą starohollywoodzką stronę Tarantino. W wywiadzie Thurman z Dowd można przeczytać, że podczas kręcenia filmu to Tarantino, poza kamerą, pluł na nią (zamiast postaci Michaela Madsena) lub udawał, że ją dusi, tak jak Hitchcock trzymał nóż podczas niektórych scen pod prysznicem w „Psychozie”. Mając to na uwadze, incydent z samochodem w „Kill Billu” rodzi pytanie: Czy Tarantino, podobnie jak Hitchcock, czuł się tak, jakby w jakiś sposób miał prawo poddawać swoich aktorów mękom – lub, w tym przypadku, ryzyku – które wybrał, a wszystko to w służbie bogów kina?
To pytanie, na które tylko Tarantino może odpowiedzieć, i mam szczerą nadzieję, że to zrobi. Fakt, że Thurman czuła, że nie może powiedzieć Tarantino „nie”, jest najbardziej bolesnym aspektem tej historii. Widać, jak odmowa wsiadania do samochodu oznaczałaby dla niej zburzenie całej tej nadciągającej struktury władzy. I to zaczyna brzmieć bardzo znajomo. Jednak to, co wydarzyło się na planie „Kill Billa” porusza kwestie, które wykraczają poza ramy #MeToo: Jak często podczas kręcenia filmu ma miejsce tego rodzaju ryzyko? I w jakim stopniu dotyczy to kobiet, a w jakim mężczyzn? Na te pytania zaczniemy szukać odpowiedzi w nadchodzących dniach. Na razie jednak nie sposób uciec od wrażenia, że incydent z „Kill Billa” jest przejawem postawy i kręcenia się wokół własnej osi przez napędzaną testosteronem kulturę skandalicznych uprawnień. Nawet – albo zwłaszcza – jeśli sama o sobie tak nie myśli.