Każdego dnia, idąc na zajęcia, przechodzę obok oszałamiającej Kaplicy Księcia, która góruje nade mną. Czasami zatrzymuję się, aby zadrzeć głowę do góry i podziwiać wspaniałą architekturę. Widzę tę ikoniczną strukturę każdego dnia, ale nie pamiętam, kiedy ostatnio tam wchodziłam. Kaplica jest epicentrum tej szkoły, a jednak religia jest najbardziej odległą rzeczą, jakiej doświadczam na tym kampusie. Witraże dają mi estetyczny zachwyt i ciepło nostalgii, ale przypomnienie o instytucjach religijnych przywołuje uśpione wspomnienia, które pozostawiają uczucie grzęzawiska w moim żołądku.
Tydzień temu Konferencja Zjednoczonych Metodystów głosowała za zaostrzeniem zakazów dotyczących małżeństw osób tej samej płci i ordynacji LGBT, decyzji, która spowodowała wielki ból dla członków społeczności religijnej LGBT i wywołała współczujące reakcje urzędników Duke Divinity School. Członkowie kongregacji LGBT poczuli się wyobcowani przez tę decyzję i znaleźli się w bolesnej sytuacji. Jako gej pochodzący z katolickiej rodziny, mam wrodzoną empatię dla ludzi dotkniętych tą decyzją, zwłaszcza dla studentów LGBT w Duke Divinity School. To zamieszanie przypomniało mi o moich własnych wewnętrznych konfliktach z religią i seksualnością, a także o mojej tendencji do unikania tych kwestii, gdy byłem studentem Duke. Pozostawia mnie to z myślą o ludziach dotkniętych tą decyzją, czy możliwe jest pogodzenie uprzedzeń instytucji z własnym pragnieniem jednostki, by realizować swoją wiarę.
W okresie dorastania chodziłem do kościoła w każdą niedzielę. Miałem zastrzeżenia do kościoła katolickiego jako instytucji, ale wierzyłem w podstawowe prawdy, których się uczyliśmy. Myślałem, że moim celem w życiu jest znalezienie kariery, która pomagałaby innym ludziom, poślubienie pięknej żony, a następnie założenie rodziny. To powołanie wydawało mi się tak silne i niezmienne, że ignorowałem napisy na ścianie, które szeptały mi, że nie jestem hetero. Kiedy w końcu zaakceptowałem fakt, że jestem gejem (po sześciu latach upartego zaprzeczania i nienawiści do samego siebie), moja ciasteczkowa przyszłość rozpadła się. Marzenie, którego się kurczowo trzymałem, przepadło i rozsypało się jak popiół na wietrze. Moja rodzina przyjęła mnie z otwartymi ramionami, ale kościół pobłogosławił mnie zimnym ramieniem.
Moja religijna rodzina i przyjaciele powiedzieli mi, że bycie gejem jest do przyjęcia w oczach Boga, nawet jeśli kościół historycznie antagonizował homoseksualistów. Chociaż ich poglądy różniły się, generalnie słyszałem ogólny argument „kochaj grzesznika, nie grzech”, kiedy chodziło o osoby LGBT. Szczególnie w kościele katolickim uczono mnie, że każdy seks bez zamiaru prokreacji jest grzechem. W ten sposób, poprzez semantykę, kościół katolicki był w stanie nie piętnować homoseksualistów, ale nadal określać ich działania jako grzeszne. Wiele wyznań chrześcijańskich podziela podobną doktrynę w odniesieniu do osób LGBT, taką, która jest tolerancyjna wobec ich tożsamości, ale nietolerancyjna wobec ich działania w oparciu o tę tożsamość.
Gdy mamy do czynienia ze społecznością lub instytucją, która ma inne przekonania, mamy wiele opcji. Możemy zabrać głos i spróbować zmienić ogólne przekonania, możemy zaakceptować ich zasady i po cichu cierpieć, lub możemy zdystansować się od tej społeczności. Dla mnie kościół katolicki był o lata świetlne od zaakceptowania mnie w takim samym stopniu, w jakim nauczyłem się akceptować siebie. Nie podobała mi się myśl, że oczekuje się ode mnie bycia samotną przez całe życie i uważałam, że system patriarchalny jest nieodwracalnie uprzedzony do kobiet. W związku z tym nie uważałem religii katolickiej za zgodną z tym, że jestem gejem. Jest katolicka młodzież, która podziela moje zdanie na temat tej instytucji, ale jest zaangażowana w jej reformę i widzi inną, harmonijną przyszłość. Podobnie, są ministrowie LGBT i przyszli ministrowie, którzy przecierają szlaki w swoich denominacjach, zwłaszcza tutaj, w Duke Divinity School. Blokady takie jak ostatnia decyzja UMC stawiają pytanie, czy reforma jest w ogóle możliwa w nieruchomych instytucjach. Jak ktoś kontynuuje swoje istnienie we wspólnocie, która zaprzecza pełni jego tożsamości?
Nigdy nie byłem tak przywiązany do kościoła katolickiego, jak do moich uczuć duchowych. Lubię refleksję, akty miłości i kontemplację życia i naszego miejsca w tym wszechświecie. Kiedy wkroczyłem w moje odświeżone życie jako gej, przestałem dostrzegać piękno w religii, którą znałem sprzed mojej pamięci. Potępienie homoseksualizmu przez księdza przy ołtarzu wcięło się głębiej i powstała niechęć do mojego poprzedniego miejsca spokoju. Zawsze chodzę na mszę z rodziną, bo kocham ich bardziej niż siebie, a kiedy wchodzę przez drzwi, moje serce bije ze zdenerwowania, bo czuję na swoich barkach osąd zgromadzenia i Boga. To samo uczucie towarzyszy mi, gdy patrzę na naszą wielką kaplicę, nieuchronne uczucie wstydu i izolacji.
Poznałam kilku studentów Divinity School w czasie mojego pobytu tutaj i te urocze osoby dają mi nadzieję na przyszłe pokolenia młodzieży LGBT, która dorasta we wspólnotach religijnych. Odbyłam głębokie rozmowy z przyszłymi ministrami i kaznodziejami, którzy są osobami identyfikującymi się z LGBT lub jawnymi sojusznikami, typami ludzi, których istnienia nigdy się nie spodziewałam. Mają oni odwagę, by przyjąć swoją pełną tożsamość i przekonania w obliczu instytucji, które próbują ich od tego odciąć. Dla nich, ich tożsamość i religia są nie tylko kompatybilne, ale i splecione. Nie mogę się powstrzymać od wyobrażenia sobie, co by było, gdybym miała przywódcę religijnego LGBT lub wzór do naśladowania, gdy byłam młodsza. Może zainspirowałoby mnie to do zreformowania instytucji, które ukształtowały moje życie osobiste. Może ujawniłbym się wcześniej. Może nadal czułbym się mile widziany, wchodząc do mojego rodzinnego kościoła. Może pewnego słonecznego dnia, kiedy przechodziłem obok kaplicy w drodze na zajęcia, zatrzymałbym się, by spojrzeć w górę na wspaniałą wieżę, i uśmiechnąłbym się. Może wszedłbym do środka.
Nathan Heffernan jest studentem drugiego roku Trinity. Jego kolumna ukazuje się na przemian w środy.
.