Z wydania Wrzesień 2020: Czy to początek końca amerykańskiego rasizmu?
Pod koniec czerwca amerykańska duma narodowa była niższa niż kiedykolwiek, odkąd Gallup rozpoczął pomiary, w 2001 roku. Amerykańskie wskaźniki szczęścia były na najniższym poziomie od prawie 50 lat. W innym sondażu, 71 procent Amerykanów powiedziało, że są źli o stanie kraju, a tylko 17 procent powiedziało, że są dumni. Według sondażu NBC News/Wall Street Journal, 80 procent amerykańskich wyborców uważa, że „sprawy w kraju wymknęły się spod kontroli”. Sprzedaż broni w czerwcu była o 145 procent wyższa niż w roku poprzednim. Do końca czerwca było jasne, że Ameryka przeżywa kryzys legitymizacji, epidemię alienacji i utratę wiary w istniejący porządek.
Lata nieufności wybuchły w potoku wściekłości. Były chwile, kiedy cała tkanka społeczna zdawała się rozpadać. Przemoc wstrząsnęła miejscami takimi jak Portland, Kenosha i nie tylko. Liczba morderstw rosła w mieście za miastem. Najbardziej wyalienowani, anarchistyczni aktorzy w społeczeństwie – Antifa, Proud Boys, QAnon – wydawali się napędzać wydarzenia. Pętla zagłady nieufności była teraz w zasięgu ręki.
Z wydania z czerwca 2020 roku: Proroctwa Q
Era prekariatu
Kultury to zbiorowe odpowiedzi na wspólne problemy. Ale kiedy rzeczywistość się zmienia, kultura potrzebuje kilku lat i moralnego wstrząsu, aby całkowicie otrząsnąć się ze starych norm i wartości.
Kultura, która się wyłania i która zdominuje amerykańskie życie w ciągu następnych dziesięcioleci, jest odpowiedzią na dominujące poczucie zagrożenia. Ta nowa kultura ceni bezpieczeństwo ponad wyzwolenie, równość ponad wolność, kolektyw ponad jednostkę. Jesteśmy świadkami kilku kluczowych zmian.
Od ryzyka do bezpieczeństwa. Jak twierdzi Albena Azmanova, teoretyk polityki z Uniwersytetu w Kent, wkroczyliśmy w erę niepewności, w której każdy ruch polityczny czy społeczny ma swój biegun szansy i biegun ryzyka. W mentalności szansy, ryzyko jest akceptowane ze względu na możliwości rozwoju. W mentalności ryzyka akceptuje się bezpieczeństwo, ponieważ ludzie potrzebują ochrony przed zagrożeniami. W tym okresie wstrząsów prawie każda partia i ruch przesunęły się ze swojego bieguna możliwości do bieguna ryzyka. Republikanie przeszli od wolnego handlu i otwartych rynków w stylu Reagana do zamkniętych granic w stylu Trumpa. Demokraci przeszli od neoliberalizmu Kennedy’ego i Clintona do polityki opartej na bezpieczeństwie, takiej jak powszechny dochód podstawowy i ochrona oferowana przez znacznie rozbudowane państwo opiekuńcze. Kultura kampusów przeszła od miękkiego relatywizmu moralnego do surowego moralizmu. Ewangelikalizm przeszedł od otwartego ewangelizmu Billy’ego Grahama do mentalności oblężniczej Franklina Grahama.
Od osiągnięć do równości. Kultura, która wyłoniła się z przewrotów lat sześćdziesiątych, kładła duży nacisk na rozwój osobisty i wzrost osobisty. Ludzie wyżu demograficznego wyłonili się z, a następnie oczyścili, konkurencyjną merytokrację, która postawiła osiągnięcia zawodowe w centrum życia i awansowała tych, którym się udało, do coraz bardziej ekskluzywnych enklaw stylu życia.
W nowej kulturze, w którą wkraczamy, ten merytokratyczny system wygląda coraz bardziej jak bezwzględny system sortowania, który wyklucza ogromną większość ludzi, czyniąc ich życie niepewnym i drugorzędnym, jednocześnie popychając „zwycięzców” do nieustannego stylu życia go-go, który pozostawia ich wyczerpanych i nieszczęśliwych. W wyłaniającym się systemie wartości „przywilej” staje się wstydliwym grzechem. Reguły statusu ulegają odwróceniu. Ludzie, którzy wygrali grę, są podejrzani właśnie dlatego, że wygrali. Zbyt bezwstydne oznaki „sukcesu” są analizowane i zawstydzane. Równość staje się wielkim celem społecznym i politycznym. Wszelkie dysproporcje – rasowe, ekonomiczne, merytokratyczne – zaczynają wydawać się nienawistne.
Od siebie do społeczeństwa. Jeśli żyliśmy w epoce odizolowanego „ja”, ludzie w rodzącej się kulturze widzą „ja” osadzone. Socjaliści widzą jednostki osadzone w swojej grupie klasowej. Prawicowi populiści widzą jednostki jako osadzone kawałki narodowej grupy tożsamościowej. Lewicowi teoretycy krytyczni widzą jednostki osadzone w swojej grupie tożsamości rasowej, etnicznej, płciowej lub orientacji seksualnej. Każda osoba wypowiada się w oparciu o wspólną świadomość grupową. („Przemawiając jako postępowy gej BIPOC…”) W kulturze indywidualistycznej status uzyskują ci, którzy się wyróżniają; w kulturze kolektywistycznej status uzyskują ci, którzy do niej pasują. Kulturowa mantra zmienia się z „Nie etykietuj mnie!” na „Moja etykieta jest tym, kim jestem.”
Od globalnego do lokalnego. Społeczność to zbiór ludzi, którzy ufają sobie nawzajem. Rząd podąża za rzekami zaufania. Kiedy istnieje masowy brak zaufania do instytucji centralnych, ludzie przesuwają władzę do instytucji lokalnych, gdzie zaufanie jest większe. Władza odpływa z Waszyngtonu do miast i stanów.
Derek Thompson: Why America’s institutions are failing
Od liberalizmu do aktywizmu. Aktywizm polityczny pokolenia Baby Boomer rozpoczął się od ruchu na rzecz wolności słowa. Było to pokolenie osadzone w oświeceniowym liberalizmie, który był długim wysiłkiem mającym na celu zmniejszenie roli namiętności w polityce i zwiększenie roli rozumu. Polityka była postrzegana jako rywalizacja między cząstkowymi prawdami.
Liberalizm jest źle przystosowany do wieku niepewności. Wymaga, byśmy żyli z dużą dozą dwuznaczności, co jest trudne, gdy atmosfera już wydaje się niebezpieczna. Co więcej, jest cienki. Oferuje otwarty proces odkrywania, podczas gdy to, czego ludzie pragną, to sprawiedliwość i moralna pewność. Co więcej, miłostki liberalizmu wydają się być przykrywką, której używają ciemiężcy, by zamaskować i utrzymać swoje systemy ucisku. Życie publiczne nie jest wymianą idei; to konflikt grup zaangażowanych w bezwzględną walkę na śmierć i życie. Grzeczność staje się „kodem kapitulacji wobec tych, którzy chcą nas zniszczyć”, jak ujęła to dziennikarka Dahlia Lithwick.
Zmiany kulturowe, których jesteśmy świadkami, oferują więcej bezpieczeństwa jednostce kosztem klanowości w społeczeństwie. Ludzie są bardziej osadzeni we wspólnotach i grupach, ale w epoce nieufności grupy patrzą na siebie z rezerwą, gniewem, zaciekłością. Przesunięcie w kierunku bardziej wspólnotowego punktu widzenia jest potencjalnie wspaniałą rzeczą, ale prowadzi do zimnej wojny domowej, chyba że nastąpi renesans zaufania. Nie da się uniknąć sedna problemu. Jeśli nie znajdziemy sposobu na odbudowanie zaufania, naród nie będzie funkcjonował.
Jak odbudować zaufanie
Kiedy pytasz politologów lub psychologów, jak kultura może odbudować zaufanie społeczne, nie są oni zbyt pomocni. Po prostu nie było ostatnio zbyt wielu przypadków, które mogliby zbadać i przeanalizować. Historycy mają więcej do zaoferowania, ponieważ mogą przytoczyć przykłady narodów, które przeszły od wszechobecnego rozkładu społecznego do względnego zdrowia społecznego. Dwa najbardziej istotne dla naszej sytuacji to Wielka Brytania w latach 1830-1848 i Stany Zjednoczone w latach 1895-1914.
Ludzie w tych epokach przeżywali doświadczenia równoległe do naszych dzisiejszych. Byli świadkami ogromnych przemian gospodarczych spowodowanych przez rewolucję przemysłową. Doświadczyli wielkich fal migracji, zarówno wewnątrz kraju, jak i z zagranicy. Żyli z przerażającą korupcją polityczną i dysfunkcją państwa. I doświadczyli wszystkich emocji związanych z moralnymi konwulsjami – oburzenia, wstydu, poczucia winy i obrzydzenia, których doświadczamy dzisiaj. W obu okresach wysoce indywidualistyczna i amoralna kultura została zastąpiona przez bardziej wspólnotową i moralistyczną.
Jednakże istniała zasadnicza różnica między tamtymi epokami a naszą, przynajmniej jak dotąd. W obu przypadkach moralna konwulsja prowadziła do frenetycznych działań. Jak ujął to Richard Hofstadter w książce The Age of Reform, uczucie oburzenia wywołało gorące i powszechne pragnienie wzięcia na siebie odpowiedzialności, organizowania się, budowania. W tych epokach ludzie tworzyli organizacje w oszałamiającym tempie. W latach trzydziestych XIX wieku Sekta z Clapham, ruch odrodzenia religijnego, prowadziła kampanię na rzecz zniesienia niewolnictwa i promowała to, co dziś uważamy za wartości wiktoriańskie. Chartyści, ruch robotniczy, zrzeszał klasę robotniczą i motywował ją do marszów i strajków. Anti-Corn Law League pracowała nad zmniejszeniem władzy ziemiaństwa i uczynieniem żywności tańszą dla robotników. Ruchy te agitowały zarówno od dołu do góry, jak i od góry do dołu.
Po odrodzeniu obywatelskim oba narody były świadkami gorączkowych reform politycznych. W latach trzydziestych XIX wieku Wielka Brytania uchwaliła Reform Act, który rozszerzył prawo wyborcze; Factory Act, który regulował miejsca pracy; oraz Municipal Corporations Act, który zreformował samorząd lokalny. Era Postępu w Ameryce przyniosła lawinę reform: reformę służby cywilnej, regulacje dotyczące żywności i leków, ustawę Shermana, która walczyła z trustami, tajne głosowanie i tak dalej. Życie obywatelskie stało się dogłębnie moralistyczne, ale życie polityczne stało się dogłębnie pragmatyczne i antyideologiczne. Pragmatyzm i wiedza z zakresu nauk społecznych były cenione.
Czy Ameryka w latach dwudziestych XX wieku może odwrócić się w taki sposób, w jaki zrobiła to Ameryka lat dziewięćdziesiątych XIX wieku lub Wielka Brytania lat trzydziestych XIX wieku? Czy uda nam się stworzyć obywatelski renesans i legislacyjną rewolucję? Nie jestem tego taki pewien. Jeśli myślicie, że wrócimy do Ameryki, która była kiedyś – z jednolitą, spójną kulturą głównego nurtu, ze sprawnym, godnym zaufania rządem centralnym, z kilkoma głosami mediów głównego nurtu, które pilnują spójnej narodowej konwersacji, z wzajemnie powiązaną, szanowaną klasą przywódczą, z zestawem dominujących wartości moralnych opartych na głównym nurcie protestantyzmu lub jakiejś innej pojedynczej etyce – to nie jesteście realistami. Nie widzę scenariusza, w którym moglibyśmy powrócić do bycia narodem, jakim byliśmy w 1965 roku, ze spójnym narodowym etosem, jasnym narodowym establishmentem, zaufanymi centralnymi instytucjami i popkulturowym krajobrazem, w którym ludzie w przeważającej większości oglądają te same programy i rozmawiają o tych samych rzeczach. Jesteśmy na to zbyt poobijani. Wiek nieufności rozbił zbiegającą się Amerykę i zbiegający się świat – to wielkie marzenie lat 90-tych – i pozostawił nas z rzeczywistością, że naszą jedyną prawdopodobną przyszłością jest zdecentralizowany pluralizm.
Model tego można znaleźć w, ze wszystkich miejsc, Houston w Teksasie, jednym z najbardziej zróżnicowanych miast w Ameryce. W obszarze miejskim mówi się przynajmniej 145 językami. Nie ma tam prawdziwego centralnego centrum, ale raczej szeroka różnorodność rozproszonych śródmieść oraz rozproszonych ośrodków gospodarczych i kulturalnych. Jadąc przez miasto ma się wrażenie, że jest się kolejno w Lagos, Hanoi, Bombaju, White Plains, Beverly Hills, Des Moines i Mexico City. W każdej z tych stref kulturowych, tych wysp zaufania, panuje poczucie ożywionej aktywności i eksperymentowania – a w całym mieście panuje atmosfera otwartości, dobrej woli i amerykańskiej skłonności do działania i organizowania, którą Hofstadter omawiał w Wieku reform.
Nie każde miejsce może lub chciałoby być Houston – jego pejzaż miejski jest brzydki i nie jestem fanem jego zbyt libertyńskiej polityki zagospodarowania przestrzennego – ale w tym rozsypującym się, rozproszonym mieście widzę obraz tego, jak może funkcjonować hiperróżnorodna i bardziej ufna amerykańska przyszłość.
Klucz do tego, by zdecentralizowany pluralizm zadziałał, wciąż sprowadza się do jednego pytania: Czy mamy energię, by zbudować nowe organizacje, które zajmą się naszymi problemami, tak jak zrobili to Brytyjczycy w latach 30. XIX wieku i Amerykanie w latach 90. XIX wieku? Zaufanie osobiste może istnieć nieformalnie między dwoma przyjaciółmi, którzy na sobie polegają, ale zaufanie społeczne buduje się w organizacjach, w których ludzie są związani ze sobą w celu wykonywania wspólnej pracy, w których zmagają się ze sobą wystarczająco długo, by zaufanie stopniowo się rozwijało, w których rozwijają wspólne rozumienie tego, czego się od siebie nawzajem oczekuje, w których są uwikłani w zasady i normy zachowania, które utrzymują ich w zaufaniu, kiedy ich zobowiązania mogłyby w przeciwnym razie zawieść. Zaufanie społeczne buduje się w drobiazgowej pracy życia organizacyjnego: chodząc na spotkania, wożąc ludzi, planując wydarzenia, siedząc z chorymi, ciesząc się z radosnymi, pokazując się nieszczęśliwym. W ciągu ostatnich 60 lat zrezygnowaliśmy z Rotary Club, American Legion i innych organizacji obywatelskich, zastępując je Twitterem i Instagramem. Ostatecznie nasza zdolność do odbudowy zaufania zależy od naszej zdolności do przyłączania się do organizacji i trzymania się ich.
Z numeru z czerwca 2020 roku: Żyjemy w państwie upadłym
Okres między śmiercią Erica Garnera i Michaela Browna latem 2014 roku a wyborami w listopadzie 2020 roku stanowi najnowszy z serii wielkich momentów przejściowych w historii Ameryki. To, czy wyjdziemy z tej transformacji silniejsi, zależy od naszej zdolności, oddolnej i odgórnej, do budowania organizacji ukierunkowanych na nasze liczne problemy. Jeśli historia jest jakimkolwiek przewodnikiem, będzie to praca nie miesięcy, ale jednej lub dwóch dekad.
Przez wieki Ameryka była największą historią sukcesu na ziemi, narodem stałego postępu, olśniewających osiągnięć i rosnącej potęgi międzynarodowej. Tej historii grozi koniec na naszych oczach, zmiażdżona przez upadek naszych instytucji i implozję społecznego zaufania. Ale zaufanie można odbudować poprzez nagromadzenie małych heroicznych czynów – poprzez oburzający gest okazania bezbronności w świecie, który jest podły, poprzez ofiarowanie wiary w innych ludzi, kiedy ta wiara może nie zostać odwzajemniona. Czasami zaufanie rozkwita, kiedy ktoś trzyma cię wbrew wszelkiej logice, kiedy spodziewałeś się, że zostaniesz porzucony. Rozchodzi się ono po społeczeństwie jak zwielokrotnione chwile piękna w czasie burzy.